Aleksander Głowacki w Nałęczowie. Nie zamieszkał tu na stałe, nie wybudował domu, jednak spędził w tym miejscu dwadzieścia osiem sezonów, od 1882 do 1910 roku. Mieszkańcy zżyli się z nim, polubili go i zapamiętali jego prace, życie i obyczaje.
Jadwiga Waydel-Dmochowska napisała: „Miał swoje godziny i ulubione miejsca spacerów. Przed zachodem słońca szedł zwykle nad wzgórze za parkiem, nad łąkę, skąd o zachodzie roztaczał się istotnie bardzo piękny widok, zwłaszcza gdy znad łąk zaczynały wstawać opary, gry kolorów bywały fantastyczne. Nazywano to wzgórze Górą Prusa.” Sam Stefan Żeromski pisał o nim: „Spotkałem Prusa asystującego jakiejś damie. Szczególnie ładnie on wygląda, gdy asystuje damie. Stawia nogi z wysoka, jak wielbłąd, jak wór żyta na wadze dziesiętnej. Niezwykły, tajemniczy człowiek. Wspomniawszy »Lalkę«, trudno wierzyć, że szara ta człowieczyna napisać zdołała takie arcydzieło...”.
Ciekawy świata
Bolesław Prus postrzegany był w Nałęczowie jako człowiek pogodny, pełen humoru, szczery i otwarty. Z każdym porozmawiał, czasem pomagał. Razem z Żeromskim i Oktawią Rodkiewiczową zajął się losem syna nałęczowskiego stróża, Michasia Tarki, którego protegował, a także finansował jego naukę w Warszawie. On sam też potrzebował pomocy.
Nałęczowskie panie: Kazimiera Żółtowska, Felicja Sulkowska, Oktawia Rodkiewiczowa załatwiały mu wszystko – obiady, mieszkanie, badania lekarskie, a nawet towarzystwo do spacerów. W Nałęczowie uważano Prusa za człowieka łagodnego, ugodowego, rozluźnionego, natomiast w Warszawie miał częste konflikty z redakcjami i redaktorami, czytelnikami i krytykami – jako autor i dyskutant bezkompromisowy.
– Był też bardzo ciekawy świata i wszelkich nowinek. To w nałęczowskim parku, już jako dojrzały mężczyzna, uczył się jeździć na welocypedzie, czyli właśnie wynalezionym rowerze. Nie zrażał się upadkami i rozdartymi spodniami – opowiada Bogumiła Wartacz. Jaki był jednak Prus naprawdę, nikt tutaj nie wiedział i nie mógł wiedzieć. Nikt nie znał jego duszy i drążących go problemów. Nie wiedziano tu nic o jego sieroctwie, które kładło się cieniem na jego charakterze i osobowości, nie znano rozmiarów smutku, wynikającego z braku rodzinnego i własnego domu, a może z braku własnych dzieci. Dla nałęczowian był po prostu „Dziadziem Prusem”.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.