„Syrena” sumiennie realizuje obietnice. Oprócz spektakli muzycznych i znakomicie granych komedii, co jakiś czas pojawia się w repertuarze pozycja prowokująca do głębszych przemyśleń, a przy tym wcale nieoczywista w przesłaniu.
Ostatnia premiera warszawskiego teatru „Syrena” – „Przebudzenie” – ze znakomitą rolą Danuty Stenki pozostawia widza bezradnym w próbie określenia, z jakim gatunkiem mamy do czynienia. Niektórzy ze względu na sensacyjną akcję przypinają jej etykietę thrillera, inni widzą w niej dramat psychologiczny. Trudność bierze się także stąd, że „Przebudzenie” cechuje pewne pęknięcie: pełna napięcia pierwsza część sztuki koncentruje się na próbie dotarcia do przyczyn zaginięcia syna bohaterki, Adama.
Lia powoli przestaje wierzyć w powrót swojego dorosłego dziecka. Jak się zresztą okazuje, niewiele w gruncie rzeczy o nim wie. Nawet tego, jaki był dokładnie cel jego podróży do odległych krajów. I w tej warstwie jest to istotnie dramat psychologiczny, zwłaszcza że Danuta Stenka ze wszystkimi niuansami ukazuje stan ducha kobiety przeżywającej tragedię jako matka, ale też dojrzewającej jako człowiek. Jej niepokój wewnętrzny kontrastuje z racjonalną oceną sytuacji przez męża, wspaniale granego przez Wojciecha Malajkata. Halucynacje bohaterki nie są niczym innym jak intensywnym pragnieniem happy endu, nic więc dziwnego, że pojawiają się głównie w majakach sennych.
Sztuka jest zręcznie napisana i, jak zwykle w przypadku brytyjskiej dramaturgii, obok gęstych w atmosferze scen, pojawiają się w niej dialogi humorystyczne. Taką rozładowującą napięcie postać, posiadającą dar jasnowidzenia (czy raczej kontaktowania się ze światem pozaziemskim) gra zabawnie, wręcz finezyjnie, Krystyna Tkacz. Dzięki niej ta rola przestaje być jednoznaczna.
Niestety, druga część spektaklu, która powinna stanowić kulminację intrygi, zawodzi na tyle, że z zagmatwanymi sytuacjami, wymyślonymi przez autorkę Shelagh Stephenson, nie radzą sobie ani aktorzy, ani inteligentny i doświadczony reżyser, jakim jest Redbad Klinstra. W miejsce zaginionego syna pojawia się jego rówieśnik, co dziwne, z plecakiem Adama. Chłopak, który stracił pamięć, jest przekonany (tak się przynajmniej zdaje), że dom, do którego został skierowany przez poszukujące syna Lii służby, jest jego domem, a nierozpoznani przez niego ludzie są w istocie jego rodzicami. Streszczanie dalszego ciągu akcji byłoby brakiem lojalności wobec teatru, który nie bez powodu wybrał sztukę zawierającą nieodkrytą do samego finału mroczną tajemnicę.
Rzeczywiście jednak z określeniem charakteru drugiej części sztuki sama miałabym nie lada kłopot.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...