W Polsce film nosi tytuł „Bitwa pod Wiedniem”. We Włoszech „11 września 1683”. Czy to prowokacja?
Dlaczego 11 września? Przecież do starcia doszło dzień później. Data w tytule, nawiązująca do zamachów w Nowym Jorku, uznana została przez niektórych krytyków za prowokację i karygodne nadużycie. Jednak według reżysera Martinellego, tytuł ma sens głębszy. Łączy przeszłość z przyszłością, a data ma wymiar symbolu. 11 września 1683 na północ od Wiednia stanęły naprzeciw siebie dwie armie, turecka i koalicji chrześcijańskiej.
– Był to dzień, w którym islam wdarł się najgłębiej w świat Zachodu, próbując rzucić go na kolana. Od tego roku islamska ekspansja zaczęła stopniowo zmniejszać się – tłumaczył swoją decyzję reżyser Martinelli. – Teraz znowu rozpoczął swój marsz na Zachód, a kto tego nie widzi, nic nie zrozumiał z lekcji historii.
Renzo Martinelli, co raczej rzadkie w świecie filmu, jest mało poprawny politycznie. Niejednokrotnie podkreślał, że dostrzega niepokojące podobieństwa pomiędzy Europą z lat poprzedzających odsiecz wiedeńską a dzisiejszą, która odcina się stopniowo od swych chrześcijańskich korzeni. Po obejrzeniu filmu staje się jasne, że nie tylko sam tytuł łączy przeszłość z przyszłością.
Zdjęcia do filmu kręcono przez trzy miesiące, rozpoczęto je w maju ub.r. Ekipa pracowała głównie w Rumunii (sceny batalistyczne) i we Włoszech (wnętrza). W filmie zagrało ponad 100 aktorów, wśród nich m.in. zdobywca Oscara F. Murray Abraham (zakonnik Marco D. Aviano) oraz polski reżyser Jerzy Skolimowski (Jan III Sobieski) i grupa polskich aktorów (m.in. Borys Szyc, Piotr Adamczyk, Daniel Olbrychski, Alicja Bachleda-Curuś). Było także 10 tys. statystów i 3 tys. koni.
MonolithFilmsPlus
Bitwa pod Wiedniem - zwiastun teaserowy - w kinach od 12 października 2012!
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.