Pierwszy spektakl firmowany przez Agnieszkę Glińską w Teatrze Studio należy uznać za w pełni udany. Jest to bowiem przedstawienie odrzucające stereotyp tołstojowskiej sagi.
Śledząc dialog między Anną a Lewinem, który nigdy nie miał w powieści miejsca, a który stanowi skondensowaną introdukcję wydarzeń, mamy wrażenie, że jest to sztuka współczesna. Może dlatego, że reżyser Paweł Szkotak wybrał adaptację brytyjskiej pisarki Helen Edmundson, która nieobciążona bagażem tradycji, po swojemu rozłożyła akcenty tekstu.
Wychodząc z teatru, odkrywamy, że obejrzeliśmy historię zupełnie nam nieznaną. Konkluzja, jaka płynie z tekstu, to przekonanie, że między naszymi marzeniami o miłości i wolności, a rzeczywistością jest ogromna przepaść i że albo to zaakceptujemy, albo skażemy się na poczucie niespełnienia i szarpaninę.
Wydaje się więc, że realizacja sztuki pokazuje drugie, bodaj ciekawsze dno tołstojowskiej powieści. Ponadto sceniczna struktura dramatu, symultaniczna akcja, monologi odkrywają rozziew miedzy pragnieniem a spełnieniem. Aktorzy subtelnie zaznaczają niezgodę na miejsce, w jakim się znaleźli.
Znaczenia nabierają postacie drugoplanowe, a Natalia Rybicka w roli Anny i świetny w roli Wrońskiego Łukasz Simlat, dyskretnie sugerują zapętlenie padające cieniem na ich związek. Samobójstwo Anny zrelacjonowane narracją samej bohaterki, puentuje oryginalny charakter inscenizacji.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...