Także nasze cierpienie, ból i trudne doświadczenie - uważa Krzysztof Ziemiec.
Fajnie jest, kiedy cierpienie, choroba, doświadczenie się już skończyło, a nam dane jest oglądać, jakie przyniosło to w naszym życiu owoce. Ale co wtedy, kiedy to wcale nie chce się skończyć i nie wiadomo, czy kiedykolwiek się skończy, bo na przykład ta nasza choroba okazuję się być przewlekłą. Czy wystarczy nam wtedy pokładów pokory i cierpliwości, czy wystarczy nam siły do walki? Odpowiedzią może być tytuł jednego z rozdziałów, który brzmi: „Dostajemy tylko taki krzyż, jaki jesteśmy w stanie unieść”. Wiara, wiara to jest czasami jedyna rzecz, która choremu pozostaje. Wierzyć i się nie poddać – jeden z trzech najbardziej podstawowych, bo stojący obok medykamentów i stosowania się do zaleceń lekarzy, warunków do zwycięstwa z chorobą. I wydawać by się mogło, że tylko tyle, gdy tymczasem okazuje się, że dla niejednego chorego jest to aż tyle. Bo w procesie powrotu do zdrowia najważniejsze jest, żeby się nie poddać, by mieć w sobie wolę walki z chorobą, wolę walki o życie. Bez tej woli walki, lekarze i ich lekarstwa mogą okazać się bezsilni.
Mało tego, ta wola walki w wielu przypadkach potrzebna jest jeszcze w procesie rehabilitacji, niezbędnym po przebyciu ciężkiej choroby, jaką na przykład mogą stać się zbyt rozległe i ciężkie poparzenia. Ponieważ wtedy, po raz kolejny, przychodzi nam zmierzyć się z cierpieniem, i to nie tylko fizycznym, jakie odczuwamy podczas ćwiczeń przywracających nam fizyczną sprawność, ale cierpieniem wynikającym z naszych ograniczeń. Bo chociaż wyszliśmy już ze szpitala, to jednak nadal nie jesteśmy w stanie samodzielnie pełnić naszych ról społecznych, ponieważ okazuje się, że jesteśmy, jak nie w pełni, to jednak w jakiejś części, uzależnieni od pomocy drugiej osoby. I to nie tylko w pełnieniu wspomnianych już tu ról społecznych, ale w takiej normalnej, na poziomie jak najbardziej elementarnym, egzystencji. Dlatego, i tym razem, naprzeciw wychodzi nam wiara, że trud włożony w rehabilitację przyniesie pożądany efekt, oraz wola walki do przezwyciężenia piętrzących się przed nami trudności w dojściu, jeżeli nie do pełnej, to przynajmniej częściowej samodzielności.
Ziemiec zwraca uwagę na jeszcze jedną ważną rzecz. Mianowicie na to, jak wielką wagę w tak trudnych dla nas chwilach ma wsparcie bliskich nam osób.
I w tym właśnie miejscu dochodzimy do odpowiedzi na pytanie: Po co ta książka i czy jej lektura w ogóle jest komuś na coś potrzebna? Ziemiec będący świadom swojego społecznego statusu, który może pomóc mu w rozreklamowaniu tej książki, a tym samym w dotarciu do potencjalnego czytelnika, udzielając wywiadu, odczuwa swoistą misję, podzielenia się ze społeczeństwem swoim doświadczeniem. Po to, byśmy umieli się zachować, gdy staniemy oko w oko z cierpieniem bliskiej nam osoby, żebyśmy nie chowali głowy w piasek, nie uciekali, ze strachu, bo na przykład nie wiemy, jak się zachować, co powiedzieć, bo stając twarzą w twarz z cierpiącym człowiekiem, czujemy się zażenowani naszą bezsilnością.
Czyni to między innymi po to, by ludzie zrozumieli, albo przynajmniej chcieli zrozumieć, problem obłożnie chorych, cierpiących w ogóle. Zrozumieć, jak ważnym jest okazanie im wsparcia, danie im do zrozumienia, że są jeszcze komuś potrzebni, jak wiele, dla takich osób znaczy zwykły sms ze słowami: „Trzymaj się”. Sms, który przecież nic nie kosztuje, no może przezwyciężenie naszego irracjonalnego oporu czy strachu, który również udzielił się niegdyś i naszemu bohaterowi. Jeszcze bowiem parę lat przed swoim wypadkiem, czuł, że powinien wysłać sms-a swojemu koledze z pracy leżącemu w szpitalu i musiał w tym celu przezwyciężyć dręczące go wątpliwości, a przede wszystkim strach. Strach, który okazał się zupełnie nieuzasadniony, ponieważ wysłany przez niego sms, spotkał się z niezwykle ciepłym przyjęciem. Sms, którego prawdziwą wartość odkrył w momencie, gdy sam znalazł się w szpitalu jako pacjent, i to obłożnie chory, a przyjaciele, znajomi, a także tacy, z którymi już od dłuższego czasu nie miał kontaktu, przysyłali mu właśnie sms-y. Bo dla niego „znaczyło to naprawdę więcej niż najlepszy antybiotyk”.
A także, by zrozumieli, że nie mają bać się ich odwiedzać, bo nasza przy nich obecność ma dla nich ogromne znaczenie, ponieważ oni jej po prostu potrzebują. Bo świadomość, że nie jest się pozostawionym samemu sobie, również działa mobilizująco do walki z chorobą, daje motywację, komunikuje im, że ta walka ma sens, bo jest jeszcze po co walczyć.
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.