O świecie, który się kończy, nieprzespanych nocach i ekumenizmie, który sprawdza się w praniu Z Mateuszem Mate.O Otrembą
Marcin Jakimowicz: Zaczniemy jak u Hitchcocka? Jesteś gotowy?
Mate.O: Spróbujemy…
„Ziemia trzęsie się, banki upadają, ludzie mdleją na myśl o tym, co ma przyjść”. A co w tym czasie robi autor tych słów, Mateusz Otremba?
Z jednej strony mam pokusę, by zawładnęła mną trwoga, a z drugiej trzeźwy umysł, który wynika z tego, że zawierzyłem Chrystusowi, każe mi myśleć, że nie jestem na własnym utrzymaniu, że moje życie nie zależy ode mnie samego, od tego, co jestem w stanie stworzyć i wytworzyć. Zależy od Tego, „który wszystko może”. Coraz bardziej zdaję sobie sprawę z faktu, że świat się kończy. By to stwierdzić, nie muszę wcale nieustannie oglądać telewizji… „Nie dał nam Bóg ducha tchórzostwa, ale mocy, miłości i trzeźwego myślenia” (2 Tm 1,7).
Apokalipsa zapowiada ogrom nieszczęść, wielkie kataklizmy. Bóg podpowiada: „Gdy się to dziać zacznie, nabierzcie ducha i podnieście głowy”. Przecież to z punktu widzenia tego świata najbardziej absurdalna podpowiedź z możliwych!
„Podnieście swoje głowy, bo oto nadchodzi dzień waszego odkupienia”. Podnieść głowę może człowiek, który wie, że nie należy do samego siebie i w związku z tym nie jest podszyty strachem o siebie samego. Ten, kto wie, że żyje dzięki Chrystusowi, i z zaufaniem przyjmuje dawkę prawdy o Nim, o sobie i świecie. Ta prawda, która jest w Chrystusie, uwalnia od strachu i pozwala lepiej rozróżniać rzeczywistość.
„Pan jest blisko” – śpiewacie na lewo i prawo. Masz poczucie, że Jego przyjście jest tuż-tuż? Że naprawdę stoi za drzwiami?
Myślę, że jest blisko. Nie wiem, jak blisko. Ale jest bliżej niż dalej… Żyjemy w czasach ostatecznych. Bóg daje znaki, które pokazują jak na dłoni, że świat jest już w innym miejscu niż jakiś czas temu.
Bóg spełnia proroctwo Joela i wylewa „w ostatnich dniach” swego Ducha na wszelkie ciało?
Tak. O tym myślałem. Nie chodzi mi nawet o historię ludów i narodów. Ja osobiście czuję wielkie przynaglenie do tego, by zadbać o płonący knotek mojej lampy. Pan jest blisko. Więc czuję zarazem i strach, i miłość. Bojaźń Bożą, a z drugiej strony wielką tęsknotę.
„To, co było moje, nie moje jest”. Łatwo się składa takie deklaracje. Życie boleśnie je weryfikuje…
Oj, coś o tym wiem. (śmiech) Mam nieustannie takie doświadczenia. Kiedyś myślałem, że nie można śpiewać „na wyrost”. Myślałem, że muszę opowiadać ze sceny „akuratnie” – na tyle, na ile mnie stać. Ale gdy przeczytałem książkę Dietricha Bonhoeffera „Psałterz. Modlitewnik Biblii” (polecam, wydali to księża marianie), dotarło do mnie, że niekoniecznie mam rację. Ten luterański duchowny pisał, że dusza nie chce się modlić tym, co jest jej niewygodne, czemu wola nasza nie chce się poddać. A jednak posłusznie, modląc się słowami psalmów, wypowiadamy słowa, które zmieniają naszą rzeczywistość. I wtedy powiedziałem sobie: muszę mówić pewne rzeczy „na wyrost”. Jeżeli są zgodne z prawdą, ze słowem Bożym, z Jego pragnieniami, to przyniosą wiele dobrego. Bóg dokończy to, co rozpoczął. Mam nadzieję, że nabieram rozwagi w tym, by „na wyrost” wypowiadać, wyśpiewywać, wymadlać pewne istotne sprawy.
Bogu podoba się taka modlitwa wbrew sobie? Takie wielbienie przez zaciśnięte zęby? Nagrałeś płytę „Totalne uwielbienie”, a przecież wychodząc na scenę, nie zawsze byłeś w nastroju do tego, by wznosić ręce…
Bardzo często nie byłem w nastroju. (śmiech) Gdy jako młody chłopak nagrywałem tę płytę i pisałem te piosenki, robiłem to szczerze. W stu procentach. To było dobre, nie oszukiwałem. Potem przyszły nowe doświadczenia: dorosłego mężczyzny, męża, ojca i – wierz mi – nie miałem często ochoty śpiewać tych piosenek. Chciałem dalej uwielbiać Pana Boga, ale przy okazji trochę się pożalić, poprosić, poskarżyć. Nie chodzi o to, by uwielbiać przez zaciśnięte zęby. Ale mamy przywilej dziękować Mu w każdym położeniu. Także w bardzo trudnym doświadczeniu. Psałterz to nie tylko dziękczynienie i uwielbienie, ale też błaganie, pokuta, skarga, krzyk. A to wszystko przed Panem Bogiem…
Uwielbienie to – jak śpiewasz – „pocałunek ziemi z niebem”. Dlaczego uwielbienie to uzdrowienie?
Bóg rzeczywiście często uzdrawia, podczas gdy Go uwielbiamy. Może dlatego, że wówczas nasza uwaga skierowana jest wreszcie na Niego samego? Przestajemy kręcić się wokół siebie, opowiadać o sobie. Zapominamy o sobie i wyśpiewujemy to, kim On jest, jaki jest. To wszystko zmienia. Jesteśmy zanurzeni w rzeczywistość nie z tego świata i przestajemy wreszcie zajmować się sobą.
W czasie gdy wspólnota śpiewała „Cała ziemia oddaje Ci chwałę”, przyszło proroctwo. Ostre jak miecz. Bóg powiedział stanowczo: „Oddajcie Mi chwałę. Tę, którą skradliście, przywłaszczyliście sobie. Mówicie: moje dzieci, mój dom, moje wynagrodzenie, mój urlop. Przecież to wszystko należy do Mnie”. Nie masz pokusy, by powiedzieć: moi synowie, moje płyty?
Pokus mam mnóstwo. Nieustannie. Tego, o co pytasz, nie da się załatwić jednym radykalnym odcięciem. Każdy dzień domaga się nowych wyborów, oddania tego Bogu. Zwłaszcza jeśli chodzi o rodzinę…
Budzisz się zlany zimnym potem, pytając, co się stanie z moimi dziećmi?
Nie budziłem się zlany potem, ale miewałem bezsenne noce. I nie były one związane z obawami o dzieci, ale z pytaniem o mnie samego. Po wielu latach chodzenia za Chrystusem, śpiewania o Nim, zadawałem sobie najprostsze pytania: kim jestem, co ze mną będzie?…
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Spotkali się tam przedstawiciele 14 małopolskich chórów gospel, by wspólnie uwielbiać Boga.