Wyremontowanie tej świątyni wydawało się niemożliwe. Dzięki dobrej współpracy kościół służyć będzie następnym pokoleniom, a dzisiejsi mieszkańcy sporo dowiedzieli się o przeszłości.
Po śladach
Jak przyznaje, takie odkrycia to margines jego pracy, ale swoimi znaleziskami z przeszłości chętnie dzieli się z miejscowymi, choćby po to, by budować świadomość.
– Ślady obecności dawnych mieszkańców Mierzyna są wszędzie obecne i warto je dostrzegać. Mój ojciec napisał kiedyś wiersz o warszawiaku, którego gospodarze mają oprowadzić po Opolszczyźnie. Ich zadaniem jest pokazanie śladów niemieckiego barbarzyństwa i niszczenia polskości. Ale to można przecież odwrócić i pokazać, jakiego barbarzyństwa sami nierzadko dopuszczaliśmy się wobec śladów przeszłości. Może niewygodnie o tym mówić, ale myślę, że minęło już sporo czasu. Teraz młodzi nie są już obciążeni doświadczeniami II wojny światowej, dla nich to horyzont czasowy porównywalny do powstania styczniowego. To już jest czas, żeby prostować te sprawy. Historia mieliła wszystkich, niezależnie od tego, czy byli to Niemcy, Polacy, Żydzi czy Rosjanie – wyjaśnia Marcin Kozarzewski.
Podczas prac odkryto nagrobne tablice z okalającego kościół cmentarza. Poodwracane stanowiły… podkład pod ścieżki. Wkrótce znajdą godne miejsce w lapidarium. – Na jednej z nich odczytałem nazwisko Gustawa Müllera, a jedyną osobą pamiętającą przedwojenny Mierzyn, którą odnalazłem, jest mieszkający w USA Gerhard Müller. W 1945 r., kiedy musiał stąd wyjechać, miał 12 lat. Jak pisze, nie jest spokrewniony z Gustawem, ale niezmiernie ucieszył się z korespondencji z Polski. W bardzo wzruszającym liście przekazał błogosławieństwo dla dzisiejszych mieszkańców Mierzyna i chęć nawiązania z nimi kontaktu – opowiada konserwator.
Pomoc z zewnątrz
– Nie miałem o tym wszystkim pojęcia, chociaż sam szperałem w internecie, żeby się czegoś o Mierzynie dowiedzieć! Myślę, że teraz mamy dwa powody do dumy: pięknie odrestaurowany kościół i prawie 800-letni rodowód – cieszy się Leszek Gago. Dla mierzyńskiego sołtysa radość jest podwójna. – 30 lat temu brałem w tym kościele ślub, jestem z nim bardzo związany. Widzę go codziennie z okien, kiedy wstaję rano, bo mieszkam w budynku dawnej organistówki. Mogłem też oglądać, jak z dnia na dzień coraz bardziej piękniał – dodaje.
Z remontu cieszą się wszyscy parafianie i, jak dodają, gdyby nie pomoc samorządu, świątynię najprawdopodobniej czekałaby powolna ruina. – Jest to tak duży obiekt, że przeprowadzenie remontu ze względu na skalę i koszty wydawało się w zasadzie niemożliwe – mówi Krystyna Bastowska. Jak przyznaje, mierzyński kościół spędzał sen z powiek konserwatorom.
– Rozmiary świątyni w proporcji do rozmiarów miejscowości są ogromne. Jest bardzo trudna do utrzymania i właściwego konserwowania przez tak nieliczną społeczność – dodaje. Cała mierzyńska wspólnota liczy niespełna 1600 dusz. – Mierzyn to wieś popegeerowska, w większości ludzie są bez pracy, nie mają stałych źródeł dochodów. A gdzie myśleć o remoncie w kościele? Ks. Jerzy Knap zapoczątkował u nas zwyczaj parafialnych festynów, z których trochę grosza udawało się zebrać, ale to przecież przy tej skali prac było jak kropla w morzu. Sami nigdy byśmy nie dali rady – potwierdza Leszek Gago.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...