- Naszym obowiązkiem jako Górnoślązaków jest przypominać o tych tragicznych wydarzeniach, które powinny być przestrogą na przyszłość - apelował w Mysłowicach Alojzy Lysko.
Tym razem spotkanie w Muzeum Miasta Mysłowice poświęcone było Tragedii Górnośląskiej. Przypomniano powojenne losy tysięcy Górnoślązaków więzionych w obozach pracy i wywożonych na tereny ZSRR. Gośćmi spotkania byli Alojzy Lysko, autor wielu publikacji o Śląsku, Marian Kulik, kronikarz śląskich dziejów, oraz Kazimierz Miroszewski, pracownik naukowy UŚ. Na spotkanie nie dotarła Dorota Boreczek, była więźniarka obozu w Świętochłowicach-Zgodzie.
- Naszym obowiązkiem jako Górnoślązaków jest przypominać o tych tragicznych wydarzeniach, które powinny być przestrogą na przyszłość - postulował Alojzy Lysko. - Śląsk to jest wielka kraina milczenia, ale czasem trzeba przemówić.
Publicysta ubolewał nad brakiem wychowania regionalnego w szkołach. - My, Ślązacy, nie mamy logosu, nie mamy tej wspólnoty, bo nikt o niczym nie mówi - tłumaczył publicysta. - Niech ktoś - może Wy, kobiety - zacznie o tym mówić, niech napisze „litanię o Tragedii”, a może "Śląskie Gorzkie Żale”? Niech będą tam wplecione słowa tragiczne, pełne bólu, słowa o cierpieniu, o ludziach konających w drodze. Niech się ta tragedia rozniesie echem w sercach ludzi - prosił. Jego słowa przyjęto najpierw ciszą, a potem ogromnymi brawami.
Uczestnicy spotkania rozmawiali m.im. o obozach pracy, tworzonych na Śląsku po II wojnie światowej. - Znane nam są obozy w Mysłowicach i na świętochłowickiej Zgodzie, ale też w Łambinowicach - przypomniał dr Kazimierz Mieroszewski. - Więziono w nich ponad 350 tysięcy ludzi, z czego tysiące zmarło. Pochowano ich we wspólnych mogiłach albo na tworzonych cmentarzach. Taki cmentarz w środku lasu jest w Mysłowicach-Ławkach. Mówią o nim „leśny cmentarz”. Przez lata miejsce to było owiane ciszą, zapomniane w tej leśnej głuszy.
Marian Kulik, historyk z zamiłowania, opowiedział o swoich kontaktach z byłymi więźniami i ofiarami Tragedii Górnośląskiej. Dociera do nich i rozmawia. Mówił m.in. o Annie Babczyńskiej i jej siostrze, które zostały "niemal z ulicy" zabrane na wywózkę. Pracowały na Uralu w kopalni niklu. Przeżyły, ale te lata mocno wryły się w ich pamięci. - Udało mi się namówić panią Annę na rozmowę - opowiadał M. Kulik. - Wspomina m.in. przerażającą podróż pociągiem, gdzie na postojach wynoszono martwe ciała.
Po wystąpieniach prelegentów uczestnicy spotkania mogli osobiście porozmawiać z zaproszonymi gośćmi i kupić publikacje Alojzego Lyski.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.