Gdzie ma swój początek i skąd wzięła się we mnie tak wielka fascynacja Biblią? Na to pytanie nie ma jednej wyczerpującej odpowiedzi.
W stołówce dla bezdomnych podarowano mi malutki Nowy Testament. W nim zacząłem spostrzegać Boga w innym świetle. Już nie jako krwawego, prowadzącego wojny okrutnika, tylko kochającego Ojca, oddającego za mnie swojego Syna. Co jeszcze tam znalazłem?
Dowiedziałem się, że On chce uczynić moje życie owocnym. Zdecydowałem: „Boże, jeżeli możesz i chcesz, weź moje przesiąknięte alkoholem życie i użyj je na swoją chwałę”. Bóg na serio potraktował moje oświadczenie. Wziął mnie w posiadanie, a Jego Słowo stało się treścią mojego życia.
Kiedy dwukrotnie przeczytałem Biblię od deski, do deski, zacząłem uświadamiać sobie, dlaczego poniosłem tyle porażek, dlaczego nic się nie układało, nic nie wychodziło tak, jak to sobie planowałem. Po prostu żyłem zepsutym życiem i nie potrafiłem tego życia w żaden sposób naprawić. Gdzie tkwił błąd?
Przez długi czas jeździłem do pracy rowerem. W końcu ten mój już wysłużony wehikuł odmówił posłuszeństwa. Piasta w tylnym kole zaczęła się zacinać. Postanowiłem zabawić się w mechanika. Przecież jestem ślusarzem. Rozebrałem i złożyłem niejedną maszynę bardziej skomplikowaną od koła rowerowego.
Przyniosłem koło do domu i zabrałem się do naprawy. Podczas rozkręcania z piasty wysypały się kulki. Rozebrałem piastę na czynniki pierwsze, a nie znajdując przyczyny awarii, próbowałem ją na nowo złożyć. Tu pojawiły się komplikacje.
Nie potrafiłem umieścić kulek w poprzednim miejscu. Po kilku próbach dałem sobie spokój. W ten sposób koło przeleżało w pokoju miesiąc. W końcu, nie mając pomysłu, jak to poskładać, wziąłem koło wraz z porozkręcanymi częściami i udałem się do warsztatu rowerowego. Kiedy fachowiec od rowerów obejrzał to, co przyniosłem, stwierdził, że nie da się tego naprawić. Trzeba wymienić całe koło na nowe.
Czego nauczyłem się przez doświadczenie z zepsutym kołem? Przede wszystkim tego, że jeżeli coś się popsuło, trzeba iść do fachowca. W przypadku roweru był nim mechanik. Ale dokąd się udać, kiedy zepsuło się życie?
Do trzydziestego ósmego roku życia postępowałem tak jak na początku z kołem rowerowym – chciałem swoje życie naprawiać sam. Wiemy, jaki był tego skutek. Kiedy psuje się życie, nie możemy go naprawić na własną rękę! Taka jest prawda! Co wtedy robimy?
Kiedy nasze możliwości zawodzą, szukamy pomocy u innych. Ale czy zastanawiamy się nad tym, że życie tych ludzi, u których szukamy pomocy, też przeważnie nie funkcjonuje normalnie? Na przykład małżeństwo w kryzysie wybiera się do psychologa, prosząc go o pomoc. Okazuje się, że ten psycholog, który ma pomoc, jest w trakcie drugiego rozwodu. Nie potrafił pomoc sobie, a ma pomagać innym.
Jezus bardzo dobitnie powiedział: „jeśli ślepy ślepego prowadzi, obaj w dół wpadną” (Mt 15, 14b). Nie mam nic przeciwko psychologom, są bardzo potrzebni, ale jeżeli miałbym się do jakiegoś udać, to szukałbym takiego, którego życie jest ugruntowane w Bogu.
***
Powyższy tekst jest fragmentem książki Henryka Krzoska "Bóg znalazł mnie na ulicy i co z tego wynikło. Historia bezdomnego alkoholika". Publikacja ukazała się nakładem wydawnictwa Znak.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.