Czy jest możliwa diagnoza naszej porażki, gdy nieuchronnie rozpada się związek, który zdawał się fundamentem życia? Spektakl Barbary Sass szuka odpowiedzi na dręczące nas pytania.
Wydawałoby się, że napisany przed laty tekst Ingmara Bergmana „Sceny z życia małżeńskiego” stracił nieco na atrakcyjności. Zadawano pytania, jak długo można dokonywać wiwisekcji związku dwojga ludzi, których miłość wygasła, a może nigdy jej nie było? A jednak... Wystarczy rozejrzeć się wokół: rozpad rodziny, brak odpowiedzialności za podjęte zobowiązania wobec partnerów, którym przysięgaliśmy „wierność i uczciwość małżeńską”, jest zjawiskiem tyleż przerażającym, co powszechnym.
Dlaczego? Spektakl w Teatrze Kamienica, w reżyserii Barbary Sass, jest próbą zdiagnozowania tej „epidemii”, bo tak to trzeba nazwać, próbą zanalizowania dominującej w dzisiejszym świecie atrofii uczuć. A przecież niczego nie potrzebujemy tak intensywnie, jak miłości, poczucia bezpieczeństwa, wiary w to, że człowiek, którego wybraliśmy, nigdy nas nie zawiedzie.
Justyna Sieńczyłło i Piotr Grabowski wydają się stadłem stabilnym, lojalnym, dobranym intelektualnie i emocjonalnie. A jednak coś się zaczyna psuć. Gdzie i kiedy pojawiła się rysa? Jeszcze walczą, jeszcze wierzą, ale dramat wisi w powietrzu. Czy to tylko zdrada?
Sam Bergman takich doświadczeń miał wiele. Czy wzbogaciło to jego wiedzę o naturze człowieka?
To, co oglądamy na scenie, głęboko nas porusza. Stłumione wibracje wcześniej czy później wybuchają z druzgocącą siłą. Jak to najczęściej bywa, najdłużej walczy o trwałość związku kobieta, wciąż gotowa do ofiar. Justyna Sieńczyłło w swojej bezradności jest wzruszająco prawdziwa i nad podziw otwarta. Egoizm mężczyzny wydaje się jednak bezpowrotnie niszczyć to, co w ich związku było bezcenne.
Barbara Sass prowadzi ten dramat w stronę nieuchronnych uogólnień. Niby wszystko wiemy. Ale pozbawieni fundamentalnych wartości nie umiemy się bronić. Odkrywamy nasze bankructwo za późno. Chcemy być za wszelką cenę nowocześni, ale co to w sumie znaczy?
Wstydzimy się prostych prawd, które wyznawali nasi rodzice, odchodzimy od kanonów religijnych, od Dekalogu i budzimy się z pustką w sercu. Jak znakomicie odtwarzają tę mękę, jak gubią się w meandrach przewrotności bohaterowie, pozostaje nam tylko zobaczyć w spektaklu.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...