W sobotnie popołudnie inauguracyjnym korowodem reprezentacji zespołów uczestniczących w Tygodniu Kultury Beskidzkiej oficjalnie rozpoczęła się 51. edycja międzynarodowego festiwalu folkloru, jednego z największych na świecie. Potrwa do 3 sierpnia.
To łącznie około 4 tysiące osób, które tworzą setkę zespołów i kapel. Podziwiać ich występy można w kilku miejscowościach: Wiśle, Szczyrku, Żywcu, Oświęcimiu, Bielsku-Białej, Makowie Podhalańskim, Ujsołach, Istebnej, a także w Jabłonkowie w Czechach. Wszędzie ich wykonawcy przekonują, że górale - choćby przyjechali z końca świata - między sobą wcale się tak bardzo nie różnią. I nie ma mają wątpliwości, że w górach rodzą się najpiękniejsze: muzyka, tańce, stroje...
Wiślańska tradycja, wiążąca TKB z organizowanym tu w latach 30. ubiegłego wieku Święcie Gór, ma też własny akcent. - To przekonanie, że góralska tradycja jest wartością, z której możemy dziś czerpać naszą tożsamość i powinniśmy szanować kulturę, którą przekazali nam przodkowie - zaznacza Małgorzata Kiereś, etnograf.
Dlatego na powitanie TKB już od rana w Wiśle trwało święto ludowej kultury, której twórcy wśród licznych stoisk prezentowali także swoje dzieła: rzeźby, obrazy, zabawki z drewna, a na estradzie na wiślańskim rynku występowały regionalne zespoły.
Przed południem wielu gości obserwowało otwarcie dawnej szkoły w Chacie u Niedźwiedzia - z pokazem: "Jak żech chodził do szkoły, uczyli mnie rechtory". Przez kilka godzin nie brakowało zainteresowanych próbą napisania choćby kilku literek gęsim piórem maczanym w kałamarzu albo na drewnianej tabliczce.
Można też było zobaczyć wnętrze dawnej kuźni, w której Jan Pietras, kowal z Wisły-Kopydła, wprowadzał w tajniki rzemiosła.
Tuż obok, w muzealnym skansenie, przed chatą Małgorzata Kiereś z Józefem Michałkiem i grupą górali prowadziła prezentację: "Na polu, na ławie, za stołem" - o tym, jak się dawniej jadało, co się jadało i jak wyglądał posiłek, rozpoczęty obowiązkowo od modlitwy. Była też degustacja potraw regionalnych, a chętnych, by spróbować kwaśnicy, placków czy domowego chleba, masła i bryndzy nie brakowało. Podsumowaniem prezentacji był koncert zespołu "Wałasi" z Istebnej.
Tłumy do centrum Wisły ściągnęły na przemarsz zespołów TKB. To ze względów logistycznych i technicznych tradycyjnie była tylko część gości, bo przy tej liczbie uczestników nie da się zgromadzić ich na jednej scenie. Tych jest kilka i koncerty odbywają się równocześnie w wielu miejscach, co daje szansę obejrzenia wszystkich wykonawców w ciągu 9 dni.
W inauguracyjnym korowodzie ulicą Olimpijską na plac Hoffa - pod przywództwem Wiślaczka - przemaszerowali m.in. członkowie zespołów z Jabłonkowa, Nawojowej, Istebnej, Węgier, Włoch, Kraju Basków, Chorwacji, Bośni i Hercegowiny, Bułgarii, Turcji i Francji. Na czele barwnego i rozśpiewanego tłumu szli przedstawiciele gospodarzy: zespoły beskidzkich górali z Wisły.
Z muzyką i śpiewem, a także fragmentem tanecznym, grupy prezentowały się widzom na placu, po czym przeszły do amfiteatru, gdzie rozpoczął się pierwszy koncert. Od uroczystej gry na trombitach i odśpiewanej przez wszystkich obecnych beskidzkiej pieśni: "Szumi jawor, szumi...".
Również na scenie wiślańskiego amfiteatru jako pierwsi wystąpili przedstawiciele beskidzkich górali. - Tym razem są to też reprezentanci najmłodszego pokolenia: "Mali Tkocze". Nie wszyscy potrafią powiedzieć, jak się nazywają i skąd przyjechali, ale już tańczą i śpiewają po góralsku. Zasługują na wielkie brawa - mówiła Aneta Legierska, zapowiadając pierwszych wykonawców.
Jak dodawała, obserwując zespoły, które przeszły przez Wisłę, dało się zauważyć zdecydowaną przewagę młodych tancerzy i śpiewaków. - To bardzo dobry znak, że w tylu krajach przybywa młodych, którzy nie wstydzą się założyć tradycyjny strój czy wykonać regionalny taniec - mówiła, zapraszając na kolejne dni i kolejne koncerty.
Szczegółowy program podajemy TUTAJ.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.