Jest w tym obrazie sporo estetyki odpustowej, ale jest cenniejszy od tysięcy innych i od setek piękniejszych bardziej wartościowy.
Wizerunek wisi na ołtarzowej ścianie kościoła w Brzesku-Słotwinie. Bardzo niepozorny. Niewielki. Z ostatniej ławki kościelnej nie widać, co na nim jest. A jednak wokół tego obrazu kręci się historia wspólnoty.
Trzy kościoły
Było tak, że w 1863 roku ogień strawił dom starosty brzeskiego. W tym samym czasie uzdrowiony został z choroby płuc jego 10-letni syn Paweł. – Mówi się, że pani starostowa Pfau miała sen, by w lesie słotwińskim powiesić obraz Matki Bożej – opowiada Barbara Serwin, badaczka historii Brzeska. Kazimierz Mikulski w szkicu o słotwińskim kościele pisze, że obraz do lasu mieli wynieść uzdrowiony Pawełek ze swoim kolegą Ludwikiem Solskim, późniejszym aktorem. Był rok 1864. Obraz MB Częstochowskiej umieszczono na dębie w pobliżu torów kolejowych.
– Został otoczony znacznym kultem, tak że szybko pojawiła się myśl, by wybudować dla tego obrazu kapliczkę – dodaje B. Serwin. Stało się to w 1874 roku. Była malutka. To był tylko jakby zadaszony ołtarz. Miejsce stało się sławne, bo tu właśnie, przed tym obrazem, w 1906 roku wziął ślub (pierwszy, co prawda) z początkującą śpiewaczką operową Stefanią Calvas Bolesław Wieniawa-Długoszowski.
W 1940 roku Niemcy rozbudowujący węzeł kolejowy zgodzili się na przesunięcie kaplicy, zamiast na jej wyburzenie. Obywatele słotwińscy wybudowali kościół mieszczący do 200 wiernych. Poświęcony został w 1944 roku. – To chyba precedens na skalę europejską, że w czasie wojny na terenach objętych działaniami wybudowano świątynię – podkreśla B. Serwin. Potem ją trochę rozbudowano, a w latach późniejszych, wznosząc obecny kościół, obudowano mury poprzedniego.
Swoje miejsce
Dziś wnętrze słotwińskiej świątyni podoba się wchodzącym do środka. W prezbiterium stoi ołtarz z kaplicy pałacu Goetzów. Nad nim, na tęczy, duża ikona MB Częstochowskiej, a jeszcze wyżej piękny krzyż.
– Taki wystrój pojawił się w kościele za proboszczowania ks. Józefa Giery – informuje ks. Kazimierz Grych, obecny proboszcz. Otoczony kultem obraz trochę zniknął. – Wszyscy starzy mieszkańcy podjęli wysiłek, by przywrócić znaczenie temu staremu, zdaniem wielu nieładnemu, mało efektownemu, ale jednak naszemu, pamiętanemu od dziecka i omodlonemu wizerunkowi – przyznaje Barbara Serwin. Starania uwieńczone zostały powodzeniem, bo kuria zgodziła się na przeniesienie starego obrazu do ołtarza głównego.
– Będziemy chcieć pewnie wcześniej obraz poddać badaniom, by jeszcze dowiedzieć się o nim wszystkiego, co można – mówi ks. Grych. Od jakiegoś czasu do pancernej skarbonki w ołtarzu wierni składają srebro, złoto i inne metale szlachetne na sukienkę dla Matki Bożej.
Sanktuarium na peronie
Na pewno do „szycia” maryjnej szaty nie zostaną wykorzystane wota składane tu od dawna – świadectwa łask i cudów, które ludzie wyprosili sobie w tym sanktuarium na kolejowym peronie za pośrednictwem Matki Bożej Słotwińskiej. Pierwszy to cud uzdrowienia chorego na płuca Pawła Pfau. W 1940 r. Niemcy zbombardowali pociąg ewakuacyjny stojący na peronie. Zginęło kilkadziesiąt osób. Bomby padały na miejsce, gdzie stała kaplica z Matką Bożą, a nawet jej nie drasnęło. Miejsce musiało być znane z dużego kultu maryjnego, bo w 1954 r., Jubileuszowym Roku Maryjnym, kuria kościółkowi w Słotwinie przyznała jednoroczny tytuł sanktuarium.
– Moi rodzice wyprosili tu dla mnie zdrowie. Jako dziecko miałam kłopot z ręką. Wydawało się, że nie będzie sprawna, a dzięki wstawiennictwu Maryi wszystko jest dobrze – mówi Grażyna Dec z Brzeska. Jedna z parafianek Matce Bożej przypisuje tegoroczne ocalenie z wypadku. Wjechanie samochodem pod pędzący pociąg rzadko kończy się tylko jednym dniem na obserwacji w szpitalu… – Matka Boża Słotwińska czuwa nad nami – mówi ks. Kazimierz Grych.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.