Nie było tu bogaczy, ale nie brakowało nigdy ludzi ofiarnych, niosących pomoc, wrażliwych. Dziś mają satysfakcję, bo nie fortunie, a sobie samym zawdzięczają to, kim są i co mają.
Grzegorz Brożek /Foto Gość Małgorzata Surówka oprowadza po kościele w Tymowej Kościół otwarty do zwiedzania jest od czwartku do niedzieli. – W sezonie pojawia się do 2 tys. turystów (z czego około 500 z zagranicy), którzy oglądają naszą świątynię i zachwycają się nią – mówi pani Małgosia. Co jeszcze zwraca ich uwagę? – Polichromia. Jest bogata, ozdobna i ma bardzo żywe barwy. U nas czerwień jest czerwona – uśmiecha się przewodniczka. To, że świątynia lśni, to zasługa nie tylko budowniczych, ale i jej współczesnych użytkowników, którzy potrafią zadbać o dziedzictwo przodków.
Jeden z nas
– Parafia jest niewielka. Liczy niespełna 1500 mieszkańców. Realnie jednak 200–300 młodych ludzi jest poza wsią, pracując w Polsce i poza jej granicami – przyznaje ks. Kawik. To teoretycznie osłabia potencjał wsi.
– Jubileusz to dla nas czas świętowania, ale też jednoczenia ludzi we wspólnocie parafialnej i między sobą – dodaje. Świadomość, że stoją za nimi wieki pięknej tradycji, dodaje siły tym, którzy potrafią obejrzeć się za siebie. Mogą być z tego dziedzictwa dumni. – To, że mamy dziś z naszej parafii biskupa, też pozytywnie wpływa na wspólnotę, bo w pewien sposób ludzie czują się tym faktem dowartościowani – dodaje ks. Kawik. Wszak to jeden z nich. W ostatnich latach odnowiono trzy ołtarze boczne, polichromię prezbiterium, obrazy, tęczę, organy. To duży wysiłek, zwłaszcza dla małej wspólnoty. Ale ks. Jerzy cieszy się, że z wielkim zaangażowaniem ludzie uczestniczą także w duszpasterstwie.
Przychodzą na liturgię, podejmują czuwania, adoracje. W ekstremalnej drodze krzyżowej wzięło udział 50 parafian. W Pieszej Pielgrzymce Tarnowskiej ostatnio chodziło 12–15 osób. W tym roku poszło 30. Widać, nie tylko po tym, że wspólnota żyje. – Mają taką dewizę: róbmy coś, a będzie coś. Są zaradni, chętni, przedsiębiorczy. Wolą pracować, pomału, po trochu, niż siedzieć i czekać na gwiazdkę z nieba – uśmiecha się ks. Kawik.
Razem z sobą
Mimo emigracji zarobkowej Tymowa się rozwija. – Jesteśmy w miarę zorganizowaną społecznością. Nie mamy problemów z tym, żeby coś wspólnie zrobić – uśmiecha się Andrzej Rabiasz. Przyznaje, że dużo się dzieje, materialnie, duchowo, co widać na niemal każdym kroku.
– Potrafimy się mobilizować. Każdy w środku czuje, że kiedy trzeba, to nie ma co filozofować, tylko brać się do pracy. Tymowiacy mają swoje zajęcia, obowiązki, ale znajdujemy zawsze chęci i czas, by społecznie wspólnie zadziałać – tłumaczy Grażyna Chojecka. Od 8 lat mieszka w Tymowej Mateusz Czarnecki. Prowadzi chór parafialny.
– Przyjechaliśmy tu z Krakowa. Chcieliśmy wyprowadzić się z miasta, a tu znaleźliśmy domek dla siebie. Tymowa to wspaniałe miejsce – mówi. W jakim sensie? – W każdym. Po pierwsze społeczność miejscowa. Różni się bardzo od tej wielkomiejskiej. Zdecydowanie na plus. Na wsi jest zachowana jakaś tradycja, ludzie żyją ze sobą razem, a nie obok siebie – przyznaje. Dzięki mieszkańcom to, co kościelne, parafialne, sołeckie przenika się wzajemnie. – Bo wszystko to nasze, tymowskie, wspólne – objaśnia Grażyna Gicala.
Stanę z boku
Ksiądz Stanisław Pietrzak jak nikt inny zna historię średniowiecznych świętych; Świerada i Benedykta z pobliskiego Tropia. Zadzieramy głowy, patrząc na wieżę kościoła w Tymowej. – Dzisiaj to, co najciekawsze, najbardziej wartościowe, mające długą tradycję, leży z dala od głównego nurtu. Kilkaset lat temu tędy biegły główne drogi – przyznaje. Dziś najczęściej miejsca te mają charakter poboczny, prowincjonalny. W jak najlepszym sensie tego słowa. Jak w Tymowej.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...