Są wśród nas ludzie, którzy troszczą się o porzucone znaki wiary. Mamy nadzieję, że również nasz konkurs „Pasja w obiektywie” zwrócił uwagę na być może zapomniane krzyże, obrazy i figury.
Dwa lata temu pisaliśmy o Beacie i Janie Szczepkowskich z Ciechanowa, którzy ratują porzucone przez innych stare obrazy. – Chcemy ocalić historię, którą może ktoś chciał wyrzucić na śmietnik – powiedzieli nam wtedy państwo Szczepkowscy.
Świętości ze śmietnika
W swym domu państwo Szczepkowscy zgromadzili około 70 obrazów, ale, jak podkreślają, nie o kolekcję tu chodzi. – Przynosimy te obrazy do domu, bo one będą dalej żyły w rodzinie. Nie odnawiamy ich, bo nadgryzione przez ząb czasu jeszcze bardziej do nas przemawiają. Powieszone, ponownie na ścianie ożyją. Wierzymy, że choć zniszczone, mają u nas jakby drugie życie. Patrzą na nas, my patrzymy na nie. Towarzyszą życiu naszej rodziny, kiedyś były świadkami historii przeszłych pokoleń. Są zniszczone, bo tak jak ludzie mają swoją historię, przeszły przez jedną, a czasami dwie wojny. Przed nimi modlili się ludzie, w niebezpieczeństwie powierzali swe życie, przy nich wreszcie ludzie chorowali i umierali. Dlatego są święte – tłumaczą państwo Szczepkowscy.
Poranionym obrazom towarzyszą figury. Te również są często niekompletne, poobijane. Państwo Szczepkowscy zauważają, że wiele ze starych obrazów „miało swoją parę”, np. Niepokalane Serce Maryi i Serce Pana Jezusa, Matka Boża Bolesna i Pan Jezus cierniem ukoronowany. Miały też człowieka, który przed nimi odmawiał pacierze.
Droga Krzyżowa, która rośnie
Całkiem przypadkiem – choć jak wiadomo przypadków nie ma – pani Anna Burzykowska-Piekut, znany lekarz laryngolog z płockiego szpitala na Winiarach, znalazła kiedyś wizerunek Chrystusa Ukrzyżowanego. Później pojawił się na jej drodze następny, a potem kolejny. Każdy połamany, porzucony, nikomu niepotrzebny.
– Znajdowałam je w różnych miejscach, czasem nawet przejazdem. Niektóre są piękne, choć nie wiem, czy można powiedzieć o Ukrzyżowanym, że jest piękny? Widać solidną pracę artysty pracującego nad tym wizerunkiem. Niektóre są całkiem zwyczajne, ale każdy jest jednak wyjątkowy – dodaje pani Anna.
Kolekcja figur Ukrzyżowanego powiększała się, a pani doktor postanowiła je umieścić na swojej działce niedaleko Płocka.
– W tej okolicy nie było żadnej figury ani krzyża, dlatego pomyślałam, aby go postawić na mojej działce pod lasem. Dopiero później pojawił się Chrystus. Nie pamiętam już, kiedy znalazłam pierwszą porzuconą pasyjkę – wspomina pani Piekut. – Ale spośród tych wszystkich, które zgromadziłam, to właśnie ten pierwszy odnaleziony wizerunek jest mi najbliższy. To oderwane ramię Chrystusa jest bardzo wymowne, jakby oderwane ramię współczesnego Kościoła, poranionego, prześladowanego, ginącego w falach ateizacji – tłumaczy pani Anna. Znaleziony Chrystus był bezpieczny, ale wciąż nie miał swojego miejsca.
– Dopiero lektura znanej książki „Mój Chrystus połamany” Ramona Cue Romano dała mi do myślenia i zainspirowała do działania, ażeby znaleźć miejsce dla Chrystusa. Bo czy można Chrystusa oddzielić od krzyża? A ponieważ każde drzewo jest jak krzyż, więc umieszczałam kolejne znalezione figurki na drzewach mojej działki. Z czasem zawisło 14 figur: mniejszych, większych, mniej lub bardziej zniszczonych. Każda z nich inna – każda wyjątkowa. Ze swoją historią, miejscem, czasem odnalezienia – mówi Anna Piekut. Po kilku latach każda z figur Ukrzyżowanego wkomponowała się w korę drzew i stała się trochę niewidoczna. – To symboliczna leśna droga krzyżowa, bo tych Chrystusów jest 14. Kojarzy mi się ona z moją babcią. Jej zaangażowanie w ratowanie porzuconych figur zawsze wywierało na mnie duże wrażenie – mówi Krzysztof Sadaj, wnuk pani Anny.
Wychowanie przy krzyżu
Również sześciu uczestników naszego konkursu opowiedziało historię krzyża, który znajduje się w ich domu bądź okolicy. Do ich obecności wszyscy się przyzwyczaili, ale mało kto zna ich historię. Małgorzata Gostkowska z parafii Grzebsk opowiedziała nam o krzyżu z miejscowości Kownatki Falecino.
„To miejsce zostało wybrane przez naszych przodków już bardzo dawno temu i nadal jest wplecione w życie mieszkańców wsi. Moja babcia mówiła, że jest on tam, odkąd tylko pamięta. Stoi na rozstaju dróg prowadzących do Kownatek i Krusza. Kiedy ludzie częściej podróżowali pieszo, rowerami, to nasza figura – krzyż – była miejscem, gdzie spotykali się i ruszali dalej: do kościoła, PKS-u czy sklepu. »Pod figurami« ludzie na siebie czekali, żegnali się, modlili. Rodzice i dziadkowie uczyli nas szacunku dla wiary, pilnując, żeby zdejmować czapkę lub przeżegnać się, mijając figurę. Szczególnie starsi upominali nas, żeby nie zaniedbywać tego miejsca” – napisała Małgorzata Gostkowska.
O krzyżu cholerycznym z Radzikowa napisała Patrycja Chołuj, uczennica Gimnazjum im. Władysława Jagiełły w Czerwińsku nad Wisłą. „Krzyż został postawiony w 1867 roku na pamiątkę przejścia zarazy cholery przez wieś. Mieszkańcy, stawiając ten krzyż, chcieli, aby nie zapomniano o dotkliwej historii, jaka miała miejsce w ich małej ojczyźnie”.
O krzyżu prawosławnym, ocalałym z nieistniejącego już cmentarza w Mławie, przypomniał Mateusz Serafin. „Cmentarz ten powstał w II połowie XIX wieku, po przybyciu do Mławy carskich oddziałów wojskowych, urzędników, kupców, pragnących szybko się wzbogacić. Dla potrzeb prawosławnych zbudowano również w 1879 roku cerkiew w zachodniej części miasta (na terenie obecnego parku miejskiego). Cmentarz był używany do I wojny światowej”.
„Trudno mi jest opisać w kilku słowach historię krzyża, który wisi na ścianie mojego pokoju. Wiążą się z nim wzruszające wspomnienia i wielkie emocje. Jest to dla mnie niezwykła pamiątka po moim dziadku, którego nigdy nie poznałam. Wszystkie informacje pochodzą od mojej babci i mamy. Ponad 30 lat temu ten krzyż przywiózł dziadek z internowania, na którym spędził z dala od rodziny prawie trzy miesiące. Został wykonany ręcznie przez jednego z więźniów politycznych z Mielęcina. Widnieje jeszcze na nim, choć już bardzo niewyraźny, napis »Solidarność«. Ten skromny, zaledwie 4-centymetrowy krzyż towarzyszył dziadkowi w celi. To do niego modlił się o siłę wytrwania, a po odzyskaniu wolności przywiózł go ze sobą. Chcę, aby stał się pamiątką rodzinną także dla moich dzieci” – to świadectwo Anny Góralskiej z Czerwińska.
Wszystkim uczestnikom konkursu „Pasja w obiektywie” gratulujemy. Nagrody ufundowane przez Wydział Katechetyczny Kurii Diecezjalnej Płockiej i „Gościa Płockiego” prześlemy pocztą.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.