W czasie II wojny światowej mieściło się tu tajne archiwum gestapo. Okupant ostrzył sobie zęby na operę w tym miejscu, a komuniści chcieli zrobić z niej teatr miejski.
Powstawała prawie 30 lat. Już dwa lata po powołaniu nowej diecezji przystąpiono oficjalnie do budowy. Wybór miejsca, na którym miała stanąć katedra Chrystusa Króla, padł na tereny dawnej katowickiej cegielni. Na projekt katowickiej katedry ogłoszono wielki konkurs, w którym wystartowali bardzo dobrzy architekci. Przyznano pierwsze trzy miejsca, ale, o dziwo, żaden ze zwycięskich projektów... nie zakwalifikował się do realizacji. Dlaczego?
– Z różnych powodów – wyjaśnia ks. Leszek Makówka, dyrektor Muzeum Archidiecezjalnego w Katowicach. – Obawiano się na przykład stylów neogotyckiego albo neoromańskiego jako kojarzących się za bardzo z niemieckością. Odrzucono także wszystkie nowoczesne projekty. W związku z tym szukano takiego, który uwzględniałby styl barokowy, klasycystyczny. W końcu wybrano projekt, który zdobył wyróżnienie, autorstwa Zygmunta Gawlika, wówczas młodego architekta. Do Gawlika dołączył drugi architekt z Krakowa, Franciszek Mączyński. We dwóch zmodyfikowali konkursowy projekt i ostatecznie znów przedstawili zupełnie nową propozycję.
Bez wywyższania
Budowa trwała długo. Następowały kolejne zmiany w projekcie. W założeniach katedra miała być pomnikiem diecezji i polskości na Górnym Śląsku. Miała służyć wielkim celebrom w obecności biskupa. Nie planowano w tym miejscu sprawowania codziennych Mszy, pogrzebów, ślubów itd. Do tych celów miała służyć specjalnie wybudowana kaplica w miejscu, gdzie dzisiaj mieści się probostwo.
Henryk Przondziono /Foto Gość
Ks. Leszek Makówka (z lewej) i Michał Bartlik przy dzwonach nad szczytem katedry
Do września 1939 roku wybudowane zostały tylko kilkumetrowe mury, schody i prezbiterium. Po rozpoczęciu okupacji władze niemieckie zabroniły dalszej budowy katedry. Zarówno hitlerowcy, jak i komuniści chcieli kontynuować budowę na gotowych fundamentach, z zupełnie innym przeznaczeniem gmachu. Jedni chcieli mieć tu operę, drudzy planowali teatr miejski. Kiedy pod koniec lat 40. XX wieku wznowiono budowę katedry pod kierunkiem ks. Rudolfa Adamczyka, projekt znowu się zmienił. Władze komunistyczne zażądały obniżenia wysokości kopuły katedry o 40 m, ale ks. Adamczyk nie zgodził się na to. Ostatecznie jednak około 1954 roku przedwojenny projekt został zmodyfikowany i kopuła została obniżona aż o 38 m, aby nie zdominowała pejzażu Katowic, wówczas Stalingrodu...
W nowej odsłonie zrezygnowano z dzwonnicy, która według pierwotnego projektu miała stać pomiędzy katedrą a kurią. Wtedy powstał problem, w jakim miejscu zawiesić dzwony. Ostatecznie Z. Gawlik umieścił je nad szczytem katedry. Gdyby kopuła katedry, zgodnie z pierwszym projektem, była wyższa, w tym miejscu znajdowałoby się jej zwieńczenie. Na górze kopuły miała stać figura Chrystusa Króla, a po jej bokach dwie grupy postaci: lud śląski i rycerze Śląska – nazwa niewiele nam dzisiaj mówiąca. Wykonanie tych figur zlecono znanemu rzeźbiarzowi Xaweremu Dunikowskiemu. Do realizacji tego zadania w całości nigdy nie doszło.
Obecnie nad szczytem znajduje się pięć dzwonów. Najnowszy i największy – dzwon Jubileuszowy – został tu umieszczony z okazji Roku Jubileuszowego 2000. Waży 3,5 tony. Uruchamiany jest z okazji ważnych uroczystości, jak Wigilia Paschalna, święcenia kapłańskie, Msze pontyfikalne.
– Pozostałe dzwony to: Chrystus Król, Matka Boska Piekarska, św. Józef Robotnik i najmniejszy dzwon – Michał Archanioł – wymienia Michał Bartlik, kościelny katedry i jej przewodnik od 1997 roku. – Codziennie w południe na „Anioł Pański” dzwoni Józef Robotnik.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...