Woody Allen, amerykański reżyser, scenarzysta, aktor i komik, kończy we wtorek 80 lat. Zdobywca czterech Oscarów nakręcił dotąd blisko 50 filmów i nadal nie zwalnia tempa. Przygotowuje właśnie serial dla Amazon Studios.
Allen urodził się na nowojorskim Brooklynie jako Allen Stewart Konigsberg. Już w szkole średniej pisał humorystyczne monologi. Występując na scenie jako komik, niemal z miejsca potrafił nawiązać kontakt z publicznością. Zafascynował się też kinem.
Kiedy rozpoczął studia, wykładowcy nie wróżyli mu kariery. Jak powiedział PAP profesor nowojorskiego City College (CCNY), były dziekan wydziału mediów dr Andrzej Krakowski, Allen był tam studentem w latach pięćdziesiątych, ale już po roku został wyrzucony za - jak uzasadniono - brak talentu.
"Mamy się czym pochwalić, bo nie poznaliśmy się na geniuszu kina. Nie jesteśmy sami. Później dostał się na Uniwersytet Nowojorski, skąd też wyleciał po roku za brak talentu. Sądzę, że neurotyczny humor jego filmów ma korzenie właśnie w tamtych czasach" - zauważył Krakowski.
Młody pisarz związał się z telewizją. Przygotowywał teksty dla popularnych programów "Your Show of Shows" i "Ed Sullivan Show", dla Boba Hope'a i innych artystów estrady. Występował w nowojorskich klubach.
Allen pisał też dla teatru. Na Broadwayu zagrał we własnej sztuce "Nie pij tej wody". Jest m.in. autorem dramatu "The Floating Light Bulb" oraz "Death Defying Act". Publikował krótkie humorystyczne teksty w renomowanym magazynie "New Yorker".
Przede wszystkim jednak artysta połknął bakcyla filmu. Jego debiutem reżyserskim był w 1966 r. "Jak się masz, koteczku?". Za swój pierwszy godny uwagi film uważa "Bierz forsę i w nogi". W ślad za nim posypały się kolejne filmy, głównie komedie, w tym "Annie Hall" oraz "Hannah i jej siostry", które przyniosły mu największy sukces.
Według amerykańskich historyków filmu twórczość Allena odznacza się pomysłowością, spostrzegawczością i autoironią. Autor opowiada na ekranie o współczesnych związkach międzyludzkich, tworzy dające się lubić postaci, zręcznie konstruuje ich psychologiczne portrety.
Nowojorczyk wyznał kiedyś, że prawdziwym reżyserem jest nie on, lecz Ingmar Bergman. Fascynował się twórczością wielkiego Szweda, czego rezultatem stał się np. dramat psychologiczny z 1978 roku "Wnętrza".
Profesor filmu na nowojorskim Uniwersytecie Columbia Annette Insdorf podkreśla, że Allen zajmuje ważne miejsce w historii filmu amerykańskiego. Podobnie jak Clint Eastwood stał się częścią kultury tego kraju.
"Obydwu aktorom-muzykom nie wystarczało granie w cudzych filmach. Stali się płodnymi, sprawnymi reżyserami. Kiedy zaproszono mnie do udziału w dokumencie telewizyjnym o Woodym Allenie w serii »American Masters«, porównałam go do (Charliego) Chaplina i Orsona Wellesa. Wszyscy trzej są oryginalnymi autorami, filmowymi osobowościami doskonale rozpoznawalnymi dla publiczności" - powiedziała PAP.
Zdaniem Insdorf, Allen, podobnie jak wcześniej Preston Sturges i Billy Wilder, jest scenarzystą i reżyserem znanym z oryginalnego stylu i stosowania ciętej satyry, a jego filmy często charakteryzuje słodko-gorzki, jakby nieśmiały ton.
"Szczerze mówiąc, to teza mojej studentki Niny Braddock z Columbii skłoniła mnie do ponownej oceny kina Woody'ego Allena. Pisała ona o pęknięciach samoświadomości, przykuwających uwagę do magii medium. To nie tylko zastosowanie konwencji filmu w filmie, jak w »Zeligu« lub »Purpurowej róży z Kairu«, ale też obecność wielorakiej narracji, jak w »Hannah i jej siostrach«" - wyjaśniła profesor nowojorskiej uczelni.
Przytacza ona słowa amerykańskiego filozofa i poety Ralpha Waldo Emersona, który pisał, że im bardziej ktoś się wgłębia w swoje niepowtarzalne doświadczenia, tym bardziej stają się one uniwersalne. Insdorf wyprowadza z tego wniosek, że twórczość Allena brzmi prawdziwie, ponieważ ma osobisty wymiar.
Filmy Allena rozgrywają się najczęściej w Nowym Jorku, ale odróżniają się od dzieł realizowanych w tym mieście przez innych reżyserów.
"Jeśli filmy Sidneya Lumeta i Martina Scorsese portretują Nowy Jork jako miasto twarde, brutalne, to Woody Allen, np. w »Annie Hall« lub »Manhattanie«, idealizuje »Wielkie Jabłko«, pokazując je przez nostalgiczny filtr. Pokazują one Nowy Jork taki, jaki chcielibyśmy mieć" - wskazuje Insdorf.
Podczas pracy nad jednym z filmów na Greenpoincie w listopadzie 2012 roku reżyser trafił do polskiej restauracji "Christina's". Właścicielka Krystyna Dura opowiada, że Allen powiedział jej, iż zna polską kuchnię od przyjaciela, którego odwiedził w Warszawie. "Zamówił gołąbki. Zgodził się też, żebym zrobiła sobie z nim zdjęcie. Teraz wisi ono w centralnym miejscu w restauracji" - mówi Dura.
Krytyka amerykańska utrzymuje na ogół, że najwybitniejsze dzieła Allena powstały w latach siedemdziesiątych, jednak uznanie zyskały także jego późniejsze dzieła, takie jak "Melinda i Melinda" (2004) oraz "Wszystko gra" (2005).
Powodzeniem cieszyła się też seria filmów zrealizowanych za granicą: "Vicky Christina Barcelona" (2008), "Zakochani w Rzymie" (2012), a przede wszystkim wypuszczony na ekrany rok wcześniej "O północy w Paryżu". Ten ostatni przyniósł Allenowi największy w USA sukces finansowy, zarabiając ponad 56 milionów dolarów.
Podczas trwającej niemal od pół wieku przygody z X muzą Allen zrealizował blisko 50 filmów kinowych, a także filmy telewizyjne. Kluczem do sukcesu w jego przypadku są przede wszystkim scenariusze. Zdobył za nie m.in. trzy Oscary i blisko 20 nominacji. Czwartą statuetkę dostał za reżyserię "Annie Hall".
Mieszkającego w Nowym Jorku polskiego operatora filmowego Adama Holendra, znanego m.in. ze zdjęć do "Nocnego kowboja", nie wszystkie komedie Allena zachwycają. Najbardziej ceni on te nakręcone w latach siedemdziesiątych, zwraca uwagę na staranną oprawę plastyczną filmów takich jak "Annie Hall" i "Manhattan".
"Jeśli chodzi o język filmu, używanie obrazu i sztuki operatorskiej po to, by opowiedzieć historię, najbardziej lubię te, które robił z Gordonem Willisem. Miał on dyscyplinę, potrafił esencję sceny wydobyć w sposób prosty, spójny, z (odpowiednim) wyborem ruchu kamery i oświetlenia" - mówił Holender.
Filmy Allena popularne są także dlatego, że udaje mu się zapewnić doskonałą obsadę aktorską, zwłaszcza w przypadku ról kobiecych. Dianne Wiest, Diane Keaton, Mira Sorvino, Penelope Cruz i Cate Blanchett, grając u niego, zdobyły łącznie sześć Oscarów.
80-letni reżyser nie myśli o emeryturze. Po tegorocznej premierze "Nieracjonalnego mężczyzny" już ma w zanadrzu nowe projekty, w tym serial dla Amazon Studios, wytwórni filmowej należącej do sklepu sprzedaży wysyłkowej Amazon. Ukończenie serialu zaplanowano na przyszły rok.
Filmowiec wciąż z upodobaniem gra na klarnecie. Można go posłuchać z The Eddy Davis New Orleans Jazz Band w kawiarni Cafe Carlyle na Manhattanie.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.