– Trzeba pamiętać, że budulce z kapliczki nie mogły być użyte do budowy domu lub stodoły. Takie zasady mieli Warmiacy – mówi Aleksander Matyja.
Z badań dr. Stanisława Kuprjaniuka wynika, że na Warmii znajduje się 1370 kapliczek. Wpisały się w tutejszy krajobraz, spełniając w przeszłości religijne i społeczne role. One odróżniały także te tereny od sąsiednich Mazur, gdzie ludność w większości była wyznania ewangelickiego. Wiele z nich podczas II wojny światowej zostało zniszczonych lub w czasach powojennych popadło w ruinę, jednak od kilkunastu lat trwa nieustanny wysiłek mieszkańców Warmii i władz samorządowych, aby ocalić to dziedzictwo regionu. Przykładem zniszczenia i ocalenia przeszłości są dwie kapliczki, które w dawnych czasach wymurowano w małej wiosce nieopodal Olsztyna. Majdy liczą obecnie 120 mieszkańców i kryją w sobie historię wiary i tradycji z przeszłości, przeplataną tragicznymi wydarzeniami.
Milicjanci i gospodarz Serowski
Helena Błocka urodziła się w Majdach i zna z opowiadań swoich rodziców i dziadków wiele faktów z dawnych dziejów miejscowości. W środku wioski stoi kapliczka, którą mieszkańcy w roku 2014 odnowili i ogrodzili. Dziś jest zadbana i przyciąga przechodzących turystów. Mało kto wie, że nieopodal stała druga kapliczka, po której nie pozostał żaden ślad.
– Obydwie kapliczki postawiono jeszcze przed II wojną światową. Wybudowali je bracia Antoni i Bernard Matyjowie. Postawili kapliczki na podwórku, przed domami. Ich ojciec był największym gospodarzem w wiosce – mówi pani Helena. Jak to się stało, że jedna z kapliczek zniknęła? W czasach komunizmu, prawdopodobnie na przełomie lat 60. i 70., majdowski półwysep przeszedł w ręce ówczesnej Milicji Obywatelskiej. Funkcjonariusze wybudowali sobie domki letniskowe i spędzali w nich wolny czas. – To była wtedy ich wyspa, jeździli ciągle przez wioskę do swoich domków.
W tym właśnie czasie jedna z kapliczek zaczęła się przechylać na jedną stronę, po prostu waliła się. W pobliżu była szkoła i dzieci podczas przerw bawiły się wokół niej, co było niebezpieczne – wspomina Helena Błocka. Jeden z mieszkańców, Warmiak Serowski, uzgodnił z proboszczem z Bartąga, że odremontuje kapliczkę. Rozebrał ją do podstawy i chciał postawić od nowa. Jednak przejeżdżający przez wioskę milicjanci zobaczyli, co się święci, i wydali absolutny zakaz stawiania kapliczki. Gospodarz Serowski zabrał cegły i figurkę do siebie, bo chciał ją odbudować na swojej posesji. Jednak choroba, a później śmierć, zniweczyła te plany.
– Trzeba pamiętać, że cegły z kapliczki nie mogły być użyte do budowy domu lub stodoły. Takie zasady mieli Warmiacy. Trzeba było z nich wymurować obiekt sakralny albo przechować na oddzielnym miejscu – mówi Aleksander Matyja, dawny mieszkaniec Majd. Materiały po rozebranej kapliczce zniknęły po wyjeździe dawnych mieszkańców. W latach 70. nastąpiła masowa migracja do Niemiec. Warmiacy zostawiali domy i gospodarstwa, które zajmowali przybysze z różnych stron Polski. Towarzyszył temu często rabunek.
Łosiera po wodzie
Pozostała do dziś jednak kapliczka jednego z braci, ta stojąca w środku miejscowości. – Służyła ona wsi. Jedna z kobiet, Monika Serowska, opiekowała się nią przez wiele lat. Dzwoniła także zawieszonym w niej dzwonkiem, gdy ktoś zmarł lub wybuchł pożar. Tam się odbywały także nabożeństwa majowe – wspomina Helena Błocka. W czasie wojny miało miejsce tragiczne wydarzenie, o którym opowiadano przez lata w warmińskich domach.
W Majdach przebywali na robotach francuscy i polscy jeńcy wojenni. – Nie wiem, co się stało, ale przed pluton egzekucyjny ustawiono ośmiu mężczyzn. Znalazł się tam też przez przypadek mój dziadek. Jednak ktoś w ostatniej chwili wyjaśnił, że jest on mieszkańcem wioski i zwolniono go. Rozstrzelano jednak pozostałych i pochowano przy kapliczce – mówi pani Helena.
Po wojnie przyjechały rodziny zamordowanych i dokonano ekshumacji ciał. Wśród miejscowych krąży także pewna niesprawdzona wersja wydarzeń. Podobno jeńcy złamali zakaz bliższych kontaktów z kobietami z wioski, za co groziła kara śmierci. Potwierdzenia tej wersji nie udało się jednak do tej pory uzyskać.
Kapliczka była również miejscem, z którego mieszkańcy Majd wyruszali z łosierą do Bartąga lub Gietrzwałdu. Pielgrzymka do miejsca objawień maryjnych miała niecodzienny przebieg. Były dwie trasy – dłuższa wiodła przez Unieszewo, a krótsza przez Sząbruk.
– W tym drugim przypadku trzeba było się przeprawić przez jezioro, w najwęższym jego miejscu. Gospodarz Ziętek z Majd miał drewniany prom, którym przeprawiał się na drugi brzeg z bydłem na wypas. On też przewoził pielgrzymów. Umawialiśmy się na konkretną godzinę, a kto się spóźnił, musiał iść na piechotę dłuższą trasą – uśmiecha się pani Helena.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.