Pogrążyć się w modlitwie. Zatopić w biblijnej lekturze. I On tam jest.
Zanim zacząłem pisać tę recenzję, postanowiłem zrobić mały eksperyment. Najpierw przejrzałem strony główne kilku najpopularniejszych portali katolickich. Następnie przekartkowałem religijne periodyki dostępne w czytelni czasopism Biblioteki Śląskiej i… I nastąpił szok.
Otóż uświadomiłem sobie, że gdyby to samo zrobił ktoś, kto nigdy dotąd nie słyszał o chrześcijaństwie, najprawdopodobniej w życiu by się nie domyślił, że ma ono coś wspólnego z Jezusem Chrystusem.
To nie jest tak, że Jezusa w chrześcijańskich mediach nie ma w ogóle. Ale niestety, nie jest On też postacią centralną. To inne tematy dominują. Inne „treści” są bardziej atrakcyjne, klikalne, na topie...
I nagle pojawia się Sarah Young, udowadniająca, że może być inaczej. Jej kolejne książki sprzedają się w gigantycznych nakładach, a wszystkie one, bez wyjątku, poświęcone są właśnie Jezusowi. Relacji, więzi jaką udało się stworzyć autorce ze Zbawicielem.
Najnowsza pozycja nosi tytuł „Jezus żyje” i jest zbiorem refleksji autorki na temat cząstek „z których składa się miłość do Jezusa, relacja z Nim i ludzkie losy”. Nadzieja, radość, niebo, wdzięczność, ale także niepokój, słabość, czy przeciwności… - oto niektóre z nich.
Jak to zwykle u Young bywa, z jej tekstów emanuje wielki spokój. One krzepią, koją i oferują nam wielką duchową pociechę. To nieprawdopodobne, ale po raz kolejny dowiodła, jak niewiele trzeba. Wystarczy pogrążyć się w modlitwie, zatopić w biblijnej lekturze, a następnie zacząć spisywać swe myśli i doznania. I On tam jest.
Bardzo dobrym pomysłem było opatrzenie każdej z youngowych refleksji cytatami z Pisma Świętego. Dzięki temu czytelnicy mogą sięgnąć do Źródła i zacząć snuć własne modlitewne rozważania.
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.