Bohaterka sztuki „Ten drugi dom” jest, jak czytamy w programie, chora na siebie. To niezwykle newralgiczny tekst w czasach, gdy próbujemy uciec od rzeczywistości.
Juliana, inteligentny naukowiec, została dotknięta problemem, którym zajmowała się w swoich pracach. Nieoczekiwanie stanęła wobec zadania uleczenia własnej duszy. Interesujący tekst nie jest dla widza łatwy. Bo to, co z zewnątrz przedstawia się jako choroba, widziane od wewnątrz jest duszą.
Juliana cierpi na kompleks nazywany przez psychologów syndromem odrzucenia. Nie przyjmuje tego, co się stało, i za wszelką cenę chce wrócić do przeszłości. Symbolem tej przeszłości jest ów drugi dom.
Ale tego domu już nie ma. Tak jak nie ma córki, która wyszła z domu i zniknęła bez śladu. Więc Juliana prowadzi z nią długie rozmowy telefoniczne, które ją uspokajają. Ale czy na pewno?
Nie wiemy, co Juliana wie, co stanowi jej urojenia. Jak cienka jest granica między złudzeniem a rozczarowaniem? Bohaterka wciąga w swoją grę męża, psychiatrę, swego byłego asystenta, który w jej mniemaniu związał się z jej córką Laurą, by stworzyć szczęśliwy związek.
Czy jesteśmy przygotowani, by wraz z Julianą żywić się fikcją? Czy sami nie doświadczamy chęci ucieczki od złej prawdy na rzecz fikcji, co prowadzi do depresji.
Agnieszka Wosińska gra koncertowo. Cały spektakl w reżyserii Agnieszki Lipiec-Wróblewskiej zrealizowany jest perfekcyjnie, chociaż bezradność bliskich Juliany udziela się także nam. Nie ukrywam, że pierwsze spotkanie z amerykańskim dramaturgiem Sharrem White nie ułatwia zadania. Ale tym więcej dostarcza nieprostych przemyśleń.
Wśród wielu błahych propozycji teatralnych ta sztuka stanowi zagadkę, wobec której staje od czasu do czasu każdy z nas.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.