Mam dla niej ogromny szacunek, nie tylko z racji wieku czy dorobku zawodowego, ale przede wszystkim ze względu na jej pogodę ducha i życzliwość do świata. Gdy opowiada o radosnej stronie życia jej oczy błyszczą a ja chłonę każde słowo z ogromnym uśmiechem na twarzy. Za każdym razem gdy jestem w jej mieszkaniu czuję ciepło i gościnność. Fragment książki "Siła codzienności"
Pięknie podana herbata i ciasto stoją przede mną zanim zaczynamy rozmawiać.
Uwielbiam Pani uśmiech.
A ja uwielbiam się śmiać. Może, dlatego że z natury jestem niepoprawną optymistką i kocham ludzi. Całe życie przeżyłam z uśmiechem. Tak mnie wychowała moja mama. Dała mi wiarę w dobro i nauczyła czerpać radość z życia. Zawsze mi tłumaczyła, że nie wolno ranić ludzi. Pamiętam jej nauki żeby tak żyć aby uczynić każdy dzień bardziej odświętnym. Ludzie lgnęli do mojej mamy, ufali jej. Dla mnie była mamą i przyjaciółką. Mogłam z nią o wszystkim porozmawiać. Dawała mi rady, które były bardzo mądre choć często ogromnie wymagające. Nie rozwiązywała za mnie problemów, ona tylko pomagała mi znaleźć odpowiednią perspektywę dla problemu. Przez całe życie noszę w sercu jej słowa i często pomogły mi one podjąć właściwą decyzję.
A gdy weszła Pani w dorosłe życie?
Wtedy uśmiechu uczyło mnie życie z moim mężem. On mnie znał dobrze, wiedział co zrobić abym mogła się cieszyć z tego co przynosi mi życie. To nie były wielkie sprawy, a raczej tak potrzebne w życiu drobiazgi, np. ja kocham kwiaty. Widział, że bolało mnie gdy kwiaty umierają więc staram się przedłużyć ich życie wszelkimi możliwymi sposobami. Mój mąż śmiał się ze mnie, że prowadzę hospicjum dla kwiatów i dbał, aby w domu nigdy ich nie zabrakło... Kochaliśmy wspólne spacery, wypady za miasto.
Uwielbialiśmy przyrodę i nie musieliśmy o tym rozmawiać, wystarczyło razem być. Mogliśmy chodzić po lesie godzinami prawie się do siebie nie odzywając. Czasem rozlegały się tylko okrzyki w stylu: „Zobacz kolor tego drzewa”, „Jaki piękny podgrzybek!”.
A dziś?
Dziś radość daje mi syn Marcin i jego rodzina. Oszalałam z miłości do wnuczka. On odpłaca mi bezinteresowną miłością dziecka. Jak mam się nie cieszyć, gdy w dniu urodzin Szymusia dostarczono piękny tort w kształcie samochodu. W oczach mojego wnusia pojawił się wtedy błysk szczęścia i dumy. Takie chwile warto nosić w sercu. Jakiś czas temu mój syn zaskoczył mnie ogromnie. Na moje urodziny przyniósł mi dwadzieścia jeden przepięknych róż. Łzy napłynęły mi do oczu. Przez całe lata otrzymywałam od mojego męża na urodziny właśnie dwadzieścia jeden róż, bo dla niego zawsze miałam 21 lat. Mój syn zrobił mi niespodziankę i przejął ten zwyczaj po swoim ojcu. Jak mogę nie być szczęśliwa gdy mam takie wspomnienia?
«« | « |
1
|
2
|
3
|
»
|
»»