Po tym Misterium już nic nie jest takie jak dawniej. Zachwyca treścią, aktorstwem, muzyką, kolorem. Jedyne takie!
Wyjazd na salezjańskie Misterium do Krakowa to dla mnie zawsze przygoda. Nigdy nie wiem, czego się spodziewać. Marcin Kobierski za każdym razem tworzy coś niesamowitego, niepowtarzalnego i bardzo bożego. Tak było i tym razem. Mam wrażenie, że jest to jedno z jego najlepszych Misteriów. Dawno nie byłam tak wzruszona i poruszona, tym co widziałam. To zostaje w sercu. Nie można pozbyć się obrazów, dźwięków, słów. To pracuje w człowieku. Wraca.
Tematem tegorocznego Misterium są prześladowani chrześcijanie. Mamy trzy perspektywy: Szawła i pierwszych wyznawców Chrystusa; Jezusa - od momentu uzdrowienia niewidomego w szabat poprzez mękę aż do zmartwychwstania; a także historie współczesnych nam chrześcijan. Reżyser genialnie wykorzystuje przestrzeń na scenie, by zachować ciągłość między wiekami. Spektakl skłania do refleksji nad naszą wiarą, do modlitwy za prześladowanych, ale także za prześladowców. Poznajemy pięć różnych historii. Niezwykłych i prawdziwych. Ojca, który traci córkę i żonę w zamachu; księdza pracującego w Chinach; Fatimy - muzułmanki, która przyjęła Chrystusa i zapłaciła za to życiem; lekarza, który zabijał nienarodzone dzieci i przeżył nawrócenie dzięki św. Tomaszowi z Akwinu; a także Habila, który przeżył postrzelenie przez islamskich terrorystów z grupy Boko Haram.
- Wszystko zaczęło się od płyty "Nieśmiertelni", którą dostałem od Wolontariatu Misyjnego. Niewiele czasu minęło, jak zrodziła się we mnie myśl, żeby zrobić taki spektakl. Wiedziałem, że chcę zderzyć Mękę Chrystusa z męką Jego wyznawców. I nagle pojawił się święty Paweł, który dla mnie był znakomitym spoiwem i pretekstem. Podczas pracy odkryłem go jako prześladowcę, jako tego który nas nienawidził - opowiada reżyser Marcin Kobierski - Michał Król z wolontariatu bardzo pomógł mi, bo oni przygotowując płytę zgromadzili wiele świadectw. Wysłuchałem i wybrałem - mówi reżyser. Zwrócił także uwagę na to, że podczas pracy uświadomił sobie jak rzadko modlimy się za prześladowców - Rozmawiając z Martą, która gra Fatimę, zaproponowałem żeby od czasu do czasu pomodlić się za jej brata, który ją spalił. I to są dla mnie takie skarby, które z pracy wyciągam. To, co mówił Jezus na krzyżu: "Przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią" - zauważa reżyser.
Bez nich nie byłoby Misterium
Nie byłoby Misterium bez aktorów-amatorów. Miejscami miałam wrażenie, że patrzę na zawodowców! Klerycy salezjańskiego seminarium i aktorki z grupy „Ziemia Boga” dają z siebie wszystko. Aktorzy bardzo chętnie dzielą się doświadczeniami z przygotowań i swojego udziału w tegorocznym Misterium. Zawsze ciekawi mnie, jak to jest grać Jezusa. I która scena jest szczególnie ważna albo trudna dla kleryka grającego Zbawiciela? Bo nie ukrywajmy to rola bardzo wymagająca.
- Granie Jezusa jest dla mnie z jednej strony trudnym wyzwaniem, z drugiej czymś fascynującym, wręcz spełnieniem moich marzeń - nie tylko tych aktorskich. Jeżeli chodzi o problemy to już od początku targały mną myśli, że sobie nie poradzę i będę tylko nieudolnie udawać Kogoś, kto jest moim ideałem. Kiedy zacząłem oprócz grania swojej Postaci, zastanawiać się nad swoim życiem i emocjami oraz oddawać to wszystko, jak również intencje innych osób Chrystusowi, odkrywam, że to On mnie przemienia. To On wlewa do mojego serca pokój i radość w akcie uzdrowienia niewidomego od urodzenia, ale także pomaga mi dogłębnie przeżyć smutek i cierpienie na krzyżu – odpowiada Marcin Giemzik SDB - Kluczową sceną dla mnie jest modlitwa Jezusa w Ogrójcu. Wtedy przychodzą mi na myśl moje nie tak dawne rozterki nad swoim powołaniem, ale również uświadamiam sobie, że i mój Mistrz przeżywał podobne emocje. Chrystus uczy mnie w tej scenie przyjmować wolę Bożą pomimo moich lęków czy niechęci, a także leczy moje nastawienie do nich. Uczucia same w sobie nie są w ogóle istotne w relacji do Niego – Jemu zależy na akcie mojej woli i konkretnym staraniu, by być całkowicie dla Niego, choć niejednokrotnie doświadczam słabości – podkreśla młody salezjanin.
Niewidomy, który przypomina nam o cudach
Niezwykła jest postać Uriela - niewidomego od urodzenia, którego Jezus uzdrawia w szabat. Gra go Adam Cieślak SDB. Pod względem czysto technicznym nie jest to wymagająca rola, jak twierdzi. - Trochę trudności sprawia mi „patrzenie niewidzącym wzrokiem” - do momentu uzdrowienia dosłownie nie wiem, co zrobić z oczami. Później jest już łatwiej – w dialogu z faryzeuszami czuję się niczym zbuntowany nastolatek przekomarzający się z kimś, kto rości sobie prawo do bycia autorytetem. Jednocześnie to właśnie w tej sprzeczce zaczynam powoli odkrywać sedno całej sceny ewangelicznej – podkreśla – Doświadczyłem w swoim życiu (nie tylko na scenie) autentycznego cudu, który inni usiłują podważyć. Dyskusja ze sceptycznie nastawionym środowiskiem zmusza mnie do zastanowienia się nad tym, czego tak naprawdę doświadczyłem.
Współpraca, która przynosi owoce
Wszyscy wskazują, że współpraca z Marcinem jest dla nich bardzo owocnym czasem. - Wiele się od niego uczę. Widać, że zależy mu nie tylko na "technicznie" dobrze zagranym przedstawieniu, ale również na przekazaniu głębi, zmuszeniu odbiorcy do refleksji – opowiada kleryk Paweł Pełka – Współpraca z Marcinem jest również okazją dla mnie do przemyślenia pewnych kwestii, próby zrozumienia niektórych spraw. Chociażby ze względu na rolę, którą mi dał do odegrania, w której muszę stanąć po stronie prześladowców. Szczególnie ważnym elementem tego Misterium jest dla mnie pytanie, które zadaję jednemu z prześladowanych; "Coś za jeden?". Wykrzykując to pytanie, słyszę w tle imiona i historie prześladowanych chrześcijan, którzy oddali życie lub wiele cierpieli z powodu imienia Chrystusa. Jest to o tyle istotne, że mimo tego, że kieruję pytanie do swojej ofiary, to tak na prawdę pytam Chrystusa "coś za jeden...", że dla Ciebie ludzie oddają życie i nie boją się bólu, cierpienia, straty najbliższych.
Dla kleryka Damiana Maciewicza gra w Misterium jest wielkim wydarzeniem, bo na scenie stanął pierwszy raz. Twierdzi, że rola jaką gra ma wpływ na jego życie. - Przygotowanie się do tej roli kosztowało mnie dużo wysiłku i zaangażowania oraz poświęcenia czasu na wczucie się w moją postać. Zacząłem od poszukiwania informacji na temat księdza Jana. Przybliżyłem sobie obecną sytuację panującą w Chinach. Przeczytałem książkę pt. „Człowiek z nieba”. To wszystko otworzyło mi oczy i zmieniło moje dotychczasowe wyobrażenie Chin. Dzięki tej roli moje relacje z Bogiem się polepszyły. Zadawałem sobie często pytanie czy jestem gotowy, żeby oddać życie za wiarę? Dziś wiem i mogę otwarcie powiedzieć, że tak. Prześladowania jakie są w Chinach dodały mi odwagi, bo nigdy nie wiem czy i ja nie będę musiał umrzeć jako męczennik – dzieli się i dodaje - Współpraca z Marcinem była i jest dla mnie przyjemnością.
Szaweł czy Paweł?
Oprócz Jezusa niezwykle ważną postacią jest Szaweł/Paweł grany przez Łukasza Burnickiego SDB. Zapytany jak to jest go grać, odpowiada, że tworząc razem z Marcinem Kobierskim postać człowieka, który stał się filarem Kościoła, musiał spojrzeć na niego w zupełnie inny sposób. - Do tej pory Paweł był dla mnie doskonałym teologiem. Kiedy wchodziłem powoli w postać zacząłem postrzegać go inaczej. Paweł stawał się dla mnie człowiekiem "zaskoczonym wydarzeniem z pod Damaszku". Dawniej Szaweł - zdrajca, prześladowca, bluźnierca, któremu nigdy nie przyszło na myśl, że tak skończy się jedna z kolejnych jego misji. Dziś Paweł – człowiek nowy, który zachłysnął się Jezusem tak bardzo, że ludzie podejrzewają go o oszustwo. Myślę, że Paweł często z lekkim uśmiechem powtarzał sobie słowa proroka Jeremiasza "Uwiodłeś mnie, a ja pozwoliłem się uwieść" – odpowiada kleryk Łukasz - Patrząc na historię swojego powołania zadaję sobie pytanie: Kim byłbym, gdybym nie spotkał na swojej drodze Jezusa? Jedno jest pewnie – nie byłbym tak szczęśliwym, jak jestem dziś. Z łaski Chrystusa jestem tym, kim jestem i widzę że udzielona mi łaska nie pozostała daremną. Ze względu na moje spotkanie z Jezusem, mogę powiedzieć, parafrazując Pawła. Z drugiej strony, spotkanie z postacią Pawła stawia mi pytanie. Ile we mnie jest z Pawła? A ile jest wciąż we mnie Szawła? - zwraca uwagę kleryk. Zapytany o to, jaka scena jest dla niego najciekawsza odpowiada: - Scena, w której Szaweł podnosi na chwilę kawałek pszennego chleba. Jest to scena następująca bezpośrednio po ostatniej wieczerzy, w czasie której Jezus bierze w ręce identyczny kawałek macy. Szaweł podnosi go wysoko i wpatruje się w niego, niemal adoruje – jak Eucharystię. Po czym z szyderczym śmiechem opuszcza i nonszalancko odgryza spory kęs. Dla mnie jest to scena, która przywołuje tajemnice szacunku dla Ciała Chrystusa, które przyjmujemy bardzo często bez świadomości tego, co tak naprawdę się dzieje – robimy to mechanicznie. Tymczasem Didache mówi wyraźnie: "kto przystępuje do stołu niegodnie je i pije własne potępienie".
To Misterium to małe rekolekcje
Widziałam poprzednie Misteria w reżyserii Marcina Kobierskiego, ale chyba to zrobiło na mnie największe wrażenie. Dla mnie każde z nich przypomina małe rekolekcje, które pozwalają mi na nowo przylgnąć do Jezusa. Na nowo zachwycić się Nim i po raz kolejny dziękować za to, co zrobił dla mnie i dla każdego człowieka. Ten tekst w żaden sposób nie jest w stanie oddać tego, co dzieje się na scenie i tego, co dzieje się w sercu w trakcie oglądania Misterium. To Misterium trzeba zobaczyć. Jest piękne i zdecydowanie na nasze czasy.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.