Rodzące się talenty artystyczne - zwłaszcza malarskie - często musiały się przebijać przez mur niechęci domowego otoczenia. Mały Diego Rodriguez de Silva y Velázquez nie miał jednak tych problemów.
Chłopak wykazywał tak oczywiste powołanie do pędzla, że rodzice nawet nie próbowali go od tego odwodzić. Nie miał jeszcze jedenastu lat, kiedy posłali go na naukę do pracowni malarskiej sewilskiego artysty Francisca Pacheco.
Tam się nie tylko malowało, ale i dyskutowało o sztuce, o wielkości Rafaela, o wyższości malarstwa nad rzeźbą (to pewnie odwrotnie niż w pracowniach rzeźbiarskich). Kiedy Velázquez doszedł do osiemnastki, miał już licencję artysty. Mistrz Pacheco musiał być z niego zadowolony. Bez oporów, a pewnie ochoczo, przystał na jego ożenek ze swoją córką Juaną... Zamarzyło się Velázquezowi namalowanie portretu młodego króla Filipa IV. Dzięki znajomościom teścia znalazł dojście do dworu w Madrycie, gdzie sportretował ministra Olivareza. Wyżej się na razie nie dało, ale to nic nie szkodziło, bo minister pokazał obraz królowi, ten zaś natychmiast zlecił Velázquezowi namalowanie własnego portretu.
Było to w 1623 roku. Data ważna, bo wtedy artysta został „pintor de camera” - nadwornym malarzem. Zamieszkał z rodziną w madryckim pałacu alkazar i w zasadzie już tego miejsca nie opuścił. Miał prawo korzystać z usług królewskiego medyka i w miarę potrzeby czerpać z zasobów królewskiej apteki.
Najważniejsze jednak, że wraz z uznaniem talentu Velázquez zdobył przyjaźń króla. Jego Wysokość nakazał umieścić w pracowni dla siebie fotel, na którym każdego dnia zasiadał i przypatrywał się powstawaniu obrazów. Oczywiście taka życzliwość władcy jednego z najpotężniejszych państw świata otwarła Velázquezowi drogę do najwyższych zaszczytów.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.