Dlaczego biblioteka jest miejscem chwały Boga, a dokładniej miejscem, w którym człowiek winien błogosławić Bogu w akcie dziękczynienia?
Biblioteka mówi mi: "nie wszystko zależy od ciebie i pamiętaj o warunkach świata, w jakich przyszło ci żyć i działać". Trzeba zabiegać o to, aby nasze biblioteki zapewniały czytelnikom dostęp nie tylko do katalogów, lecz przede wszystkim do samych półek z książkami. Przemawiają za tym oczywiste racje techniczne utrwalone dominującymi tendencjami w bibliotekarstwie i służącej mu architekturze. Ale chodzi nam także o coś innego. Dostęp do książki, możliwość zagubienia się w przepastnych korytarzach wypełnionych półkami, w zaułkach i niemal Schulzowskich tajemniczych odnogach bibliotek przynosi niezwykłe doświadczenie: w takiej sytuacji nie tylko dotyka mnie pokora wobec tego, co uczyniono, ale przede wszystkim uświadamiam sobie przygodność tego, co mnie spotyka. Niezależnie od zaplanowanych poszukiwań właściwego tytułu wciąż natrafiam na inne książki, których wcale nie szukałem, lecz podczas wertowania których natrafiam na nowe myśli, nowe niespodziewane pomysły i idee, które zmienią tok mojego myślenia. Oto piękny paradoks biblioteki w jej - co trzeba koniecznie zaakcentować - MATERIALNYM kształcie - biblioteki jako wielkiego zbioru wydawnictw: z jednej strony jest wzorem porządku i ładu (bezładna, chaotyczna biblioteka jest nie do pomyślenia, katalog biblioteki jest modelem kosmosu, w którym zawsze znajdzie się miejsce na nowo odkrytą gwiazdę). Lecz z drugiej strony, kto wchodzi do biblioteki i błądzi wśród jej półek doświadcza przygodności w stanie niemal czystym - szukając "swojej" książki natrafiam na dziesiątki innych, o których istnieniu może w ogóle nie wiedziałem, a które teraz zmieniają moje myślenie.
Gdy Smart traktuje bibliotekę jako miejsce szczególnie predysponowane do tego, aby praktykować w nim dziękczynienie, jako świątynię wdzięczności, ożywia go przekonanie, że owo dziękczynienie jest przede wszystkim uznaniem i afirmacją, wielkim aktem akceptacji tego, co mnie spotyka. Nic nie zastąpi wędrówki pośród półek, żaden internet i najdoskonalszy nawet elektroniczny katalog. Trzeba bowiem doświadczyć materialności książki, aby skłonić się z szacunkiem przed zaskakującymi okolicznościami istnienia, które w tym przypadku przyjmują postać książek. Idąc do biblioteki NIE WIEM, ale zdaje mi się intuicyjnie, że mam wytyczony kierunek marszu. Gdy się w niej znajdę, dalej NIE WIEM, co więcej - tracę pewność kierunku poruszania; gdy z niej wychodzę moje myślenie zostało przebudowane przez to, co "nie moje" i przez to, co nieoczekiwane i przygodne. W tym sensie biblioteka jest przygodą. Obcując z książkami w bibliotece mogę powtórzyć za Simone Weil: "najpiękniejsze wydawało mi się takie życie, w którym wszystko jest określone bądź przez przymus okoliczności, bądź przez takie bodźce, które nie pozostawiają miejsca na wybór" (przeł. M.Frankiewicz).
Konieczne, by na przekór przekonaniu o sedentarnym charakterze przebywania w bibliotece, myśleć o niej w kategorii wędrówki. Michel de Certeau mądrze odróżnił pisarzy, którzy wznoszą własne miejsca, niczym wieśniacy przywiązani do swojej chaty i uprawianej roli, i czytelników, którzy zawsze poruszają się przez ziemie należące do kogoś innego. Pisanie gromadzi, kładzie kamień na kamieniu, wznosi domy, czytanie przeciwnie - porzuca to, co zgromadziło i rusza w dalszą drogę. Czytelnik nie mieszka, lecz jest nomadą, wędruje. Biblioteka jest więc miejscem dynamicznym, moglibyśmy powiedzieć, że nietrafnie jest mówić o niej jako o "miejscu" o tyle, o ile oznacza ono stacjonarne przebywanie. Kto krąży po bibliotece, jest jak Odys poszukujący domu, ale przebywający daleko od niego.
Dzięki czynienie, jakim jest korzystanie z biblioteki ma więc jakby dwa, zapewne uzupełniające się style, które w metaforze muzycznej dałyby się opisać jako klasyczny i jazzowy. Pierwszy traktuje zbiór książek jak zapis nutowy, a czytelnik poszukujący określonego tytułu odpowiada wykonawcy, który nie ryzykuje własnych rozwiązań kompozycyjnych, lecz wykonuje to, co zapisane w partyturze. Partyturą w tym przypadku jest katalog, a czytelnik wybiera z niego zapisane z góry dźwięki-książki. Drugi styl jest odmienny i polega głównie na improwizacji. Istnieje zapewne temat, jakiś pomysł, idea, ale wszystko, co następuje potem jest już dziełem inwencji wykonawcy. Teraz to nie katalog jako gotowa partytura jest głównym punktem biblioteki, lecz pomieszczone na półkach książki jako zestaw elementów, z których wykonawca czytelnik wybiera to, co uważa za stosowne, co odpowiada jego intuicji lub na co natrafi całkowicie przypadkowo, i co zmienia, przekształca, transformuje przyjęty z góry temat, który jest tyleż tematem muzycznym, co tematem badań modyfikowanym przez kontakt z przygodnie znalezionymi na półce książkami. Radość korzystania z biblioteki to radość jazzowej a może i rockowej improwizacji.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.