Biblioteka jako dziękczynienie

Dlaczego biblioteka jest miejscem chwały Boga, a dokładniej miejscem, w którym człowiek winien błogosławić Bogu w akcie dziękczynienia?

Inaczej mówiąc - idąc do biblioteki, przygotowuję się do uczestniczenia w akcie wdzięczności i to w tym znaczeniu biblioteka jest "świątynią", "bazyliką". We wdzięczności tej chodzi o dwie sprawy, lub raczej o dwie postawy:

1. o uznanie mojej niesamowystarczalności, o dobrą pokorę, będącą wynikiem rozpoznania, że nie mogę obejść się bez innych, że nie wszystko leży w mojej gestii. Na poziomie dosłownym oznacza to po prostu przyznanie się do nieposiadania książki;

2. ale, i to druga postawa, o której mówimy, w istocie doznanie niesamowystarczalności jest bardziej zasadnicze - idę do biblioteki, aby zapoznać się z tym, co nie ja napisałem i wymyśliłem. Nie abym ja uczył innych, ale aby inni pouczyli mnie. Przebywać w bibliotece, to ćwiczyć się w pokorze, umniejszać siebie, wycofywać się i siebie na drugi plan.

Drugi krok zaprowadzi nas w stronę rozumienia biblioteki jako rodzaju relacji międzyludzkiej. Powiedzmy zatem od razu, iż biblioteka jest szczególnym związaniem jednostki ze światem. Z jednej strony odnajduję tam więź z tym, co minęło, co zostało już utrwalone, zapisane. Niezależnie od tego, czy trzymam w ręku książkę wydaną wczoraj, czy przed dwustu laty, to, z czym mam do czynienia już BYŁO, jest śladem czyjejś myśli, rozterki, może nawet rozpaczy, rzadziej pewnie szczęścia, ale to już jest tym, co świat, co TERAZ świata ma za sobą. Biblioteka jest dziękczynieniem za to, co było. Książka wiąże mnie więc ze światem, który już ustanowił swoje wyglądy, a ja, ja-czytający "tu i teraz" muszę przecież kształtować nie to, co już "było", ale co dopiero "będzie". Biblioteka jest więc miejscem, w którym pomimo panującej w niej obowiązkowo ciszy trwa wytężona ogromna praca - to tam, w chwili, gdy zaczynam czytać książkę, TERAZ zaczyna wychylać się ku PRZYSZŁOŚCI, ale czyni to zawiesiwszy spojrzenie i myśl na tym, co PRZESZŁO. W bibliotece wiążę się ze światem w szczególny sposób: jestem węzłem, w którym WCZORAJ i JUTRO tworzą jeden splot. Najdosłowniej: gdy zmierzam ku przyszłości w sposób nie chaotyczny, mimowolny i bezładny, lecz z jakąś myślą o "przyszłym" sobie, muszę uczynić ów dziwny krok "wstecz" - idę do biblioteki, gdzie zapoznawszy się z tym, co uczyniono, nabieram rozpędu do tego, aby zacząć czynić rzeczy "przyszłe". Biblioteka jest miejscem rozbiegu do skoku w przyszłość.

To, co zrobię zależy od tego, co zrobiono (nawet wtedy, gdy te przeszłe czyny chcę poddać druzgocącej krytyce), to, co pomyślę zawisło od tego, co już pomyślano (chociaż miałbym głęboko sprzeciwić się tym myślom). Ale szczególność tej więzi polega także na tym, że ma być właśnie miejscem ROZBIEGU, że skupienie czytelnika pochylonego nad książką i pogrążonego w lekturze ma coś wspólnego z koncentracją sportowca, który przymierza się do wielkiego wysiłku. Uchybia więc tak pojętej bibliotece ten, kto pragnie odciąć wysiłek czytelnika od przyszłości, kto to, co przyszłe chce rozumieć tylko i wyłącznie w kategoriach przeszłego, kto chce zamrozić przyszłość w kategoriach minionego, użyć przeszłości przebiegle przeciwko przyszłości. Kto chce zdehistoryzować przeszłość przez pokazanie, że właściwie można wyciąć z niej kawałek czasu, zamrozić go i abstrahując od zmieniających się okoliczności wykorzystać wiele lat później dla zilustrowania jakiejś tezy. Niestety, znamy takie postępowanie z niektórych publikacji IPN. Takie wykorzystanie biblioteki sprzeczne jest z ową postawą pokory, o której mówiliśmy przed chwilą, bowiem wynika z przyznania sobie prawa do osądzania, a zatem do bycia samowystarczalnym, wyzwolonym z czasu i jego zmieniających się nieustannie okoliczności. Prawdziwie idę do biblioteki, bo nie wiem; kto udaje się tam, bo wie, ten nie idzie do biblioteki, lecz na partyjne spotkanie.

Biblioteka jest więc związaniem jednostki ze światem, które jest głębokim zadłużeniem. Biblioteka udziela mi kredytu, jest moim wierzycielem. Jest bankiem wiedzy, z którego wypożyczam jakieś informacje, dane, obrazy, wrażenia. Ale - jak każdy wierzyciel -biblioteka żąda zwrotu tego, co wypożyczała. Administracyjnym zapisem owego zadłużenia jest rewers, zobowiązanie, które obliguje mnie do zwrotu książki w określonym terminie. Ale chodzi o coś więcej - zwrot tego długu przyjmuje także niewymierną, acz przecież fundamentalną postać - zwracam kredyt, spłacam swoje zadłużenie bibliotece poprzez myśli, refleksje zrodzone w trakcie trwania mojego kontaktu z książką, a zatem w trakcie mojego kontraktu z biblioteką. Spłacam swój dług wobec biblioteki myśleniem; biblioteka zainwestowała we mnie, czy też inaczej - ja zainwestowałem w siebie wykorzystując kapitał biblioteki, i teraz (choć "teraz" to rozciągliwe, bowiem lektura może przynieść efekty po latach) dokonuję zwrotu kapitału wraz z należnymi procentami myśli. Jeżeli coś/ktoś jest zagrożeniem biblioteki, to jest nim bez-myślny, bez-refleksyjny czytelnik obstający przy wszelkich ugruntowanych stereotypach porządkujących jego poglądy i życie. To on nie zwraca długu, chociaż zapewne karnie zwrócił w terminie książkę.

«« | « | 1 | 2 | 3 | 4 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości