Niesprawiedliwość, samotność, przemoc czy szyderstwo. Młodzi uczestnicy Europejskiego Spotkania Młodych na pewno nie pozostaną wobec tych zagrożeń obojętni. Nawet wtedy, kiedy zrobić będą mogli niewiele.
Ks. Sławomir Czalej: Ile osób z gdańskiej archidiecezji wyjechało na spotkanie młodych do Brukseli?
Ks. Mikołaj Dacko: – W archidiecezji mieliśmy 5 punktów zgłoszeń; jeden punkt mógł przyjąć do 100 osób. A więc łatwo sobie policzyć. Oprócz mnie z księży jechał tradycyjnie ks. dr Jacek Meller, który od lat pomaga braciom z Taizé, a także ks. Michał Lewiński z Żukowa i ks. Tyberiusz Kroplewski z Gdańska-Przymorza. Ponadto jechał jeszcze jeden z gdyńskich franciszkanów. Brak kapłanów – biorąc pod uwagę liczbę uczestników – jest zauważalny i palący. W przypadku punktów przygotowań nie jest to aż taki problem, bo te prowadzą osoby świeckie: animatorzy z ruchu oazowego, ministranci, osoby z różnych wspólnot. Jednak w autokarach jadących do Brukseli księdza po prostu brakowało, podobnie jak już na miejscu.
Dotarliście jednak szczęśliwie.
– Tak. Spotkanie trwało od 29 grudnia do 2 stycznia. Myślą przewodnią był list, wydany podczas poprzedniego spotkania i to bynajmniej nie europejskiego. Ostatnie spotkanie było w Nairobi w Kenii, ponieważ bracia z Taizé chcą rozszerzyć formułę spotkań na kraje pozaeuropejskie. Spotkanie to odbyło się od 26 do 30 listopada. Kolejne rozdziały listu były tematem rozważań przedpołudniowych w parafiach, gdzie byliśmy rozlokowani, jak i podczas warsztatów popołudniowych w ośrodkach w różnych częściach Brukseli. Tytuły rozdziałów listu mówią o tym, co było przedmiotem rozważań i czym ubogaceni wróciliśmy do Polski. Była więc mowa o odpowiedzialności za swoje życie, o przekraczaniu siebie, o tym, żeby nie tracić nadziei, kiedy możemy niewiele zrobić, zwłaszcza jeśli chodzi o przekraczanie podziałów w naszych społeczeństwach. Te wyrażają się w takich słowach, jak niesprawiedliwość, samotność, przemoc czy szyderstwo. List wydał brat Alois, następca brata Rogera, założyciela i pierwszego przeora wspólnoty w Taizé.
Jakie wrażenia z samego pobytu?
– Zawsze jest takie zastrzeżenie organizatorów, że na wyjazd trzeba zabrać karimatę i śpiwór, bo hipotetycznie można wylądować na nocleg w jakiejś salce parafialnej. Tym razem uczestnicy nie musieli z tych rzeczy korzystać. Spotkaliśmy się z wielką gościnnością Belgów i to nie tylko w samej Brukseli. Dzięki dobrej organizacji zarówno braci, jak i wolontariuszy, gościły nas rodziny z Antwerpii czy Gentu. Niektórzy dojeżdżali do stolicy Belgii nawet półtorej godziny. Uczestników obowiązywał specjalny bilet, zwany biletem Taizé. Bilet funkcjonuje od kilku lat na zasadzie pewnej opłaty solidarnościowej, którą wnoszą sami uczestnicy w zależności od kraju pochodzenia. Dla Polaków było to 50 euro i cena ta zawierała koszty organizacji spotkania, jak również opłaty za wspomnianą komunikację i wyżywienie, a więc śniadania i obiady wydawane w halach Expo.
«« | « |
1
|
2
|
3
|
»
|
»»