W wierszach Krzysztofa Kamila Baczyńskiego uderza tęsknota za utraconą arkadią, w której wszystkie żywioły zdawały się jednością. Wojna obróciła świat z dziecięcych marzeń w „czarny pył”.
Opasły tom, liczący 632 strony – tak wygląda publikacja zawierająca wiersze zebrane Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że poeta zginął w wieku 23 lat, a swoje utwory (przynajmniej te, których datę powstania umiemy określić) tworzył przez ostatnie sześć i pół roku. Ile jeszcze napisałby, gdyby udało mu się przeżyć powstanie warszawskie? I jakie byłyby to wiersze? Takie pytania cisną się na usta po lekturze najpełniejszego zbioru wierszy Baczyńskiego „Ten czas”.
W krótkim czasie całe życie
Rówieśnik Tadeusza Różewicza, trzy lata zaledwie starszy od Zbigniewa Herberta. A jednak mało kto uświadamia sobie, że byli z tego samego pokolenia. „Pokolenie głupio nazwane pokoleniem Kolumbów – stwierdził kiedyś Herbert. – Chociaż nie jest żadnym odkryciem – i o tym właśnie pisali – banalne odkrycie śmierci, gdy ich dusze pragnęły życia, przygody, Boga i prawdy”.
Ci rówieśnicy Baczyńskiego, Gajcego czy Trzebińskiego, którzy najważniejsze swoje wiersze stworzyli po wojnie, pisali już zupełnie inaczej. Wielu z nich całkowicie porzuciło rytm i rym, nie pozwalali też tak mocno porywać się poetyckiej wizji, tak jakby okaleczenie człowieka wychodzącego z wojny musiało dotknąć także jego języka. „Czy można pisać/ o miłości/ słysząc krzyki/ zamordowanych i pohańbionych” – pytał Różewicz w wierszu „Świadek”. Według słów tego utworu poecie po katastrofie pozostało tylko milczenie „nad białą kartą”.
Baczyński, który już doświadcza katastrofy, ale jeszcze nie wie, jak to wszystko się skończy, działa wręcz przeciwnie: stara się powiedzieć jak najwięcej. Tak jakby przeczuwał, że pozostało mu niewiele czasu. Swojej matce powiedział kiedyś: „Mamo, ja muszę bardzo szybko i w krótkim czasie przeżyć całe życie”. Podczas lektury wierszy zebranych zauważymy, że ostatnie lata twórczości Baczyńskiego cechuje szczególna intensywność – między wrześniem 1941 r. a kwietniem 1942 r. powstało około stu utworów. „Wiele razy przekonywaliśmy się, że żywoty, które mają się urwać przedwcześnie i gwałtownie, napełnione są tak intensywną pracą, tak szybkim rozwojem – że zdawałoby się, w ciągu krótkiego okresu zdolne są stworzyć dzieło zupełnie skończone. Czytając tom wierszy Baczyńskiego, nie ma się wrażenia, że jego poetycka czynność została przerwana w pół słowa. Przeciwnie, wszystko w dziele tego młodego, niezwykle utalentowanego pisarza zdaje się doprowadzone do ostatniej mety” – pisał kiedyś Jarosław Iwaszkiewicz.
Z dzieciństwa w wojnę
Może więc nie warto porównywać Baczyńskiego z rówieśnikami; nie warto dociekać: „co by było gdyby”? Może lepiej po prostu oddać się kontemplacji tego, co poeta po sobie zostawił? Wydawnictwo Prószyński Media stworzyło ku temu niebywałą okazję. Podstawą właśnie opublikowanego zbioru jest dwutomowe wydanie „Utworów zebranych” z 1979 r. w opracowaniu Anieli Kmity-Piorunowej i Kazimierza Wyki. Po raz pierwszy jednak ułożono wszystkie datowane wiersze w porządku chronologicznym, co pozwala jeszcze lepiej prześledzić drogę Baczyńskiego do poetyckiej dojrzałości.
Krzysztof Kamil Baczyński należy do pokolenia, dla którego początek wojny jest jednocześnie wejściem w dorosłość. Kiedy wybucha II wojna światowa, poeta ma zaledwie osiemnaście lat i jego dziecinne wyobrażenia o świecie zderzają się nagle z brutalną rzeczywistością. Czytając „Ten czas”, odczuwamy dobitniej siłę tego zderzenia. Widać je np. w „Poemacie o Chrystusie dziecięcym” z listopada 1940 r.
Dojrzała do katastrofy
Jest w tych wersach zapisana tęsknota za bezpiecznym światem dzieciństwa, w którym nawet grzechy zdają się niewinne. Jest też owa, tak charakterystyczna dla Baczyńskiego, wizja lotu i płynięcia jednocześnie, tak jakby nieboskłon i woda były jedną rzeczywistością. Nagromadzenie takich słów jak: „poszybować”, „obłoki”, „chmury płynące” czy „latające ryby”, w połączeniu jeszcze z obrazem „zielonego lata” i „białych owiec”, sprawia, że ten świat, za którym tęskni poeta, jawi nam się jako jedna wielka kraina łagodności. I tylko to, co związane z ziemią, okazuje się ciężkie, ciemne, trudne do zniesienia: „patos”, „czarne kroki”, „trwoga nocna”. Prawie trzy lata później w wierszu „Pokolenie” poeta napisze:
Wiatr drzewa spienia. Ziemia dojrzała. Kłosy brzuch ciężki w górę unoszą i tylko chmury – palcom czy włosom podobne – suną drapieżnie w mrok.
Ziemia owoców pełna po brzegi kipi sytością jak wielka misa. Tylko ze świerków na polu zwisa głowa obcięta strasząc jak krzyk.
Obfitość ziemi okazuje się tu, paradoksalnie, zaprzeczeniem raju. Mamy tu bowiem do czynienia z przesytem, który prowadzi ostatecznie do katastrofy. Jej symbolem jest przerażająca „głowa obcięta”. Zwróćmy uwagę, że nawet chmury, które w poprzednim wierszu przywoływały bezpieczny świat, tutaj „suną drapieżnie w mrok”. W dalszej części tego samego wiersza „Ogromne nieba suną z warkotem”, co już jednoznacznie kojarzy się z wojennymi nalotami.
Mleczów miękkich płynny lot
Wojna całkowicie zmieniła więc obraz świata, to ona jest w oku owym „szkłem bolesnym” z jednego z najsłynniejszych wierszy Baczyńskiego, zaczynającego się od słów „Niebo złote ci otworzę”. W tym utworze, spopularyzowanym m.in. przez genialne wykonanie Ewy Demarczyk, poeta dokonuje jednak próby ocalenia utraconej krainy niewinności:
Ziemię twardą ci przemienię w mleczów miękkich płynny lot
Znów mamy więc opozycję między ziemią a niebem, twardym a miękkim, surowością a łagodnością. „Mleczów miękkich płynny lot” – jakież w tym jednym wersie nagromadzenie łagodnie brzmiących, wywołujących pozytywne skojarzenia słów! Jest w nich zawarta cała tęsknota za utraconą arkadią, w której wszystkie żywioły zdawały się jednością. Tyle że obietnice, które snuje poeta przed – jak wiemy z biografii – ukochaną żoną Barbarą, mogą być możliwe do zrealizowania pod jednym warunkiem:
Jeno wyjmij mi z tych oczu szkło bolesne – obraz dni, które czaszki białe toczy przez płonące łąki krwi. Jeno odmień czas kaleki, zakryj groby płaszczem rzeki, zetrzyj z włosów pył bitewny, tych lat gniewnych czarny pył.
Ten zaś warunek okazuje się w tym momencie niemożliwy do spełnienia.
Bez oskarżania
Bohater wierszy Baczyńskiego w krótkim czasie przechodzi straszliwą „edukację” – poznaje okrucieństwo świata, uczy się zabijania. We wspomnianym wcześniej „Pokoleniu” powtarza się krótka, dobitna fraza: „Nas nauczono”, rozwijana przez kolejne, równie kategoryczne stwierdzenia: „Nie ma litości”, „Nie ma sumienia”, „Nie ma miłości”, „Trzeba zapomnieć”. Charakterystyczne, że nauczyciele oprawcy nie zostają tu nazwani, ukrywa ich bezosobowa forma czasownika. Podobnie dzieje się w „Elegii o… [chłopcu polskim]”, bodaj najsłynniejszym z wierszy Baczyńskiego, napisanym w ostatnim roku życia. Tu także przepełniony rodzicielską czułością świat anonimowi „oni” zamieniają w szkołę okrucieństwa. Przykuwają uwagę czasowniki wiążące się ze sferą wychowania: „wyuczyli”, „odchowali”, „odkarmili”. Jest to edukacja à rebours, w której chłopiec poznaje zło tego świata. Niemniej wiersz nie ma tonu oskarżycielskiego. Oprawca nie zostaje nazwany, bo nie on jest tutaj istotny. Ważny jest ów główny bohater, czule nazwany „syneczkiem”, i jego – mimo wszystko – zwycięstwo:
I wyszedłeś, jasny synku, z czarną bronią w noc, i poczułeś, jak się jeży w dźwięku minut – zło. Zanim padłeś, jeszcze ziemię przeżegnałeś ręką. Czy to była kula, synku, czy to serce pękło?
Znany literaturoznawca prof. Ireneusz Opacki nazwał kiedyś ten wiersz „elegią optymistyczną”. Jest w tym pewien paradoks, bo przecież utwór mówi o śmierci, i to jeszcze z perspektywy rodzica opłakującego swoje dziecko. Ale zauważmy, że ów „synek” wychodzi na spotkanie śmierci „jasny”. I że kreśli nad ziemią znak krzyża, który jest gestem przebaczenia, pojednania ze światem. Lektura wierszy Krzysztofa Kamila Baczyńskiego uczy, jak zachować człowieczeństwo w nawet najbardziej mrocznym czasie. •
Krzysztof Kamil Baczyński
Ten czas. Wiersze zebrane
Prószyński Media
Warszawa 2018
ss. 632
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.