Jeden z największych komercyjnych hitów w dziejach kina wojennego.
Jego reżyserem był Robert Aldrich, twórca, który w ramach popularnych, klasycznych, hollywoodzkich gatunków (western, kryminał, film noir), kręcił tak naprawdę filmy autorskie. Zupełnie nieprzystające do oczekiwań ówczesnych „typowych” widzów. Przekraczające gatunkowe ramy.
Cyniczni, brutalni, podli, źli… - tacy najczęściej byli bohaterowie (a może należałoby raczej napisać antybohaterowie) jego filmów. Nie inaczej jest w nakręconej w 1967 roku „Parszywej dwunastce” - filmie wojennym, ale nie mającym nic wspólnego z patetyczno-patriotycznymi produkcjami, które w trakcie i po zakończeniu II wojny światowej królowały na ekranach amerykańskich kin.
Kto wie, czy ogromny sukces „Parszywej dwunastki” nie wziął się właśnie z potrzeby odreagowania, odkłamania filmowej rzeczywistości. Wszak każda wojna jest koszmarem, horrorem, piekłem, w czasie którego rzadko kiedy „króluje” bohaterstwo. Codziennością jest raczej okrucieństwo, przemoc i draństwo, które są przecież są chlebem powszednim członków specjalnego, tajnego oddziału, na czele którego stoi major John Reisman (charyzmatyczny Lee Marvin).
To właśnie on otrzymał zadanie wybrania i wyszkolenia dwunastu bardzo gniewnych ludzi (w większości przestępców) i stworzenia z nich oddziału komandosów, którego zadaniem będzie zaatakowanie francuskiego zamku, w którym przebywają wysokiej rangi oficerowie niemieccy. Jeżeli uda im się „wyeliminować” Niemców, komandosi będą mogli liczyć na amnestię (a trzeba wiedzieć, że niektórzy z nich czekali już w więzieniu na egzekucję).
Ogląda się to wszystko świetnie. Nieustanna akcja, szalone tempo, sporo humoru, a nawet napięcie rodem z Hitchcocka, bo i Aldrich potrafił je także znakomicie budować (chociażby scena w zamku, gdy do komnaty wchodzi (hitchcockowska?) blondynka, szukająca jakiegoś Wolfganga. Za zasłoną, z nożem, ukrywa się psychopatyczny Archer Maggott, grany przez Telly’ego Savalasa. Zamorduje ją z zimną krwią, czy jakimś cudem powstrzyma się od zabójstwa? Do ostatniej chwili widzowie są trzymani w napięciu).
Takich pamiętnych scen jest w tym filmie dużo, dużo więcej. To m.in. dzięki nim obraz ten przez lata uchodził za kultowy. Dziś jego sława nieco już minęła (został chyba zdeklasowany przez tarantinowskie „Bękarty wojny”), ale dla wszystkich kinofilów, wielbicieli X muzy i historii kina „Parszywa dwunastka” wciąż jest nie lada atrakcją. No i ta obsada. Wspomniani już Marvin i Savalas + Ernest Borgnine, Charles Bronson, John Cassavetes, Donald Sutherland… - chociażby dla nich warto obejrzeć ten film.
*
Tekst z cyklu Filmy wszech czasów
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...