W piątek na ekrany kin wszedł najnowszy film Danny'ego Boyle'a "Yesterday" o tym, co by było, gdyby nie było Beatlesów. Na pewno kino byłoby uboższe, bo czwórka z Liverpoolu z powodzeniem korzystała z dziesiątej muzy. I na odwrót.
Filmy z Beatlesami w rolach głównych odcisnęły piętno na kinie muzycznym, ale też dokumentalnym, animowanym, również na telewizji. Lista filmów, do których powstania przyczyniła się kariera The Beatles, według profesora Jorga Helbiga, autora książki "I Saw A Film Today, Oh Boy! Enzyklopadie Der Beatlesfilme" liczy przynajmniej 200 tytułów.
Ostatnim z nich jest "Yesterday" Danny'ego Boyle'a, który miał premierę w piątek. Obraz reżysera "Trainspotting" i oscarowego "Slumdog. Milioner z ulicy" opowiada o początkującym muzyku (Himesh Patel), który pewnego dnia odkrywa, że oprócz niego nikt na świecie nie zna muzyki The Beatles. Jakby kariera najsłynniejszego zespołu została wymazana z historii. Główny bohater postanawia wykorzystać ten fakt w swojej karierze. W filmie można zobaczyć również m.in. Lily James i muzyka Eda Sheerana.
Filmowa przygoda Beatlesów zaczęła się w połowie lat 60. od "A Hard Day's Night". Tytuł został zaczerpnięty z albumu i singla The Beatles.
Paweł Pawlikowski, reżyser "Idy" i "Zimnej wojny", pytany przez "The Critical Collection" o 10 swoich ulubionych filmów wymienił m.in. obrazy Felliniego, "Pół żartem, pół serio" Billy'ego Wildera i "Popiół i diament" Andrzeja Wajdy. Na pierwszym miejscu umieścił jednak pierwszy film z Johnem Lennonem, Paulem McCartneyem, Ringo Starrem i George'em Harrisonem w rolach głównych - "A Hard Day's Night" właśnie.
"+A Hard Day's Night+ obejrzałem w wieku siedmiu lat i pozostał we mnie do dziś. Uwielbiałem Beatlesów (...) Stałem pół dnia w kolejce, kiedy film miał być wyświetlony w warszawskim kinie Moskwa. (...) Fabuła nie miała większego sensu, ale i tak oglądanie go było piorunującym doświadczeniem. Doskonale pamiętam energię, dowcipy, czarno-białe zdjęcia, a przede wszystkim muzykę Beatlesów. Rządziła w filmie, co było dla mnie czymś nowym. Myślę, że brytyjski pop był współodpowiedzialny za sukces brytyjskiego kina" - powiedział nagrodzony Oscarem reżyser.
Pierwszy film Beatlesów miał premierę w 1964 r., kiedy beatlemania na dobre opanowała świat. Obraz pokazywał, jak wygląda życie Beatlesów: nagrania telewizyjnego programu, ucieczki przed fankami, koncert.
Film był kręcony w Londynie, ale na raty, ponieważ rzadko kiedy udawało się znaleźć dla zespołu kilka minut spokoju.
Reżyser Richard Lester wspominał: "Gdziekolwiek się rozłożyliśmy, natychmiast rozchodziła się wiadomość, że są tam Beatlesi. Po trzech ujęciach wszyscy musieliśmy ratować się ucieczką".
W Polsce film był znany pod tytułami "Noc po ciężkim dniu" i po prostu "The Beatles" - taki tytuł widniał na polskim plakacie filmowym Waldemara Świerzego.
Paradokumentalny film jest uznawany za pierwszy mockument w historii kina. Odniósł komercyjny sukces, otrzymał dwie nominacje do Oscara, a Beatlesi szybko przystąpili do realizacji kolejnego, "Help!" (w polskich kinach był wyświetlany jako "Na pomoc!").
W książce "Szał! Prawdziwa historia Beatlesów" Philip Norman napisał o nim: "Fabułę jak poprzednio stanowiło prywatne życie Beatlesów, tyle że w formie fantazji, mniej czy bardziej korespondującej z tym, co na podstawie ich piosenek i publicznych wygłupów wyobrażali sobie fani. () Po wielokrotnych przeróbkach powstała historia o groźnej sekcie wyznawców jakiejś hinduskiej religii, która próbuje odzyskać pierścień noszony przez Ringo".
Po premierze na West Endzie Beatlesów okrzyknięto współczesnymi braćmi Marx. Recenzenci szczególnie chwalili chaplinowską grę Ringo Starra.
Beatlesi nie byli jednak zadowoleni z filmu. Po latach Lennon wspominał w wywiadzie, że niespecjalnie wiedzieli, co mają robić na planie i czuli się jak statyści.
Tak jak w przypadku poprzedniego filmu, wraz z obrazem "Help!", pojawiła się płyta Beatlesów o tym samym tytule.
W tym samym 1965 r. amerykańska stacja ABC pokazała animowaną serię "The Beatles", pierwszy telewizyjny serial, w którym animowane postaci odzwierciedlają rzeczywistych ludzi. Tłem były kompozycje The Beatles.
Muzykę zespołu można usłyszeć także w ich kolejnym filmie, "Magical Mystery Tour", który miał premierę w 1967 r.
"Pomysł był taki, by wynająć autokar i wyruszyć w najprawdziwszą podróż w nieznane, by przekonać się, jakich przygód, jakiej magii, można doświadczyć na angielskiej prowincji. Chcieli nawiązać do podróży autobusowej grupy hippisów z Kenem Keseyem po kalifornijskich odludziach, podczas której żywili się głównie LSD" - pisze Philip Norman.
Chodzi o wyprawę Kena Keseya (autora "Lotu nad kukułczym gniazdem"), który w 1964 r. wraz z przyjaciółmi i dużym zapasem LSD wyruszył w podróż kolorowym autobusem z Kalifornii do Nowego Jorku.
Beatlesi od początku mieli sami zająć się reżyserią, ale od startu wyprawie towarzyszył chaos. "Ostatecznie we wrześniu 1967 r. z Londynu wyruszyły na zachód 43 osoby, kierując się do bliżej niesprecyzowanego celu, w tajemnicy niemożliwej do utrzymania, kiedy jedzie się charakterystycznie oznakowanym autokarem" - pisze Norman i dodaje "podróż stała się nie psychodelicznym odlotem ku zachodzącemu słońcu, ale nader powolnym i męczącym jeżdżeniem po miejscach letniego wypoczynku Brytyjczyków".
Recenzje filmu były miażdżące. Dziennikarz "Daily Express" napisał, że "nigdy w życiu nie widział tak oczywistych dyrdymałów", sam Lennon powiedział o nim: "Nie był przecież mniej nudny od świątecznego orędzia królowej".
Norman pisze, że kiedy "w drugi dzień świąt 15 milionów Brytyjczyków zasiadło przed tv by w pierwszym programie BBC obejrzeć film, spodziewali się cudu, a otrzymali coś niewiele lepszego od amatorskich obrazków z rodzinnych uroczystości".
Amerykańskie telewizje zrezygnowały z pokazywania filmu. "Po raz pierwszy Beatlesi znaleźli się pod tak zmasowanym ostrzałem mediów. Do Beatlesów dotarło z całą brutalnością, jak wygląda życie, kiedy pod ręką nie ma Briana, który mógłby ich ochronić i posprzątać cały bałagan, jakiego narobili" - pisze Norman, wspominając zmarłego w 1967 r. menadżera zespołu Briana Epsteina.
Producent i menadżer finansowy Neil Aspinall mówił: "gdyby Brian żył, film nigdy by nie ujrzał światła dziennego. Brian powiedziałby: no dobra, 40 ty. funtów poszło na marne, ale mniejsza z tym. Brian nigdy by nie dopuścił do czegoś takiego".
Reputację The Beatles uratowała płyta, która ukazała się w tym samym roku. "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band" z takimi przebojami duetu Lennon/McCartney, jak "With a Little Help from My Friends" i "Lucy in the Sky with Diamonds" został sklasyfikowany na 1. miejscu listy 500 albumów wszech czasów magazynu "Rolling Stone".
Złe recenzje "Magical Mystery Tour" nie odrzuciły Beatlesów od kina, ale następny film Beatlesów miał już być animowany. Otrzymał tytuł "Yellow Submarine" i na ścieżce dźwiękowej znalazły się m.in. kompozycje z "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band".
"Scenariusz Ericha Segala przełożył teksty Beatlesów i aluzje do nich na autentycznie atrakcyjną i pomysłową fantazję o mieszkańcach wyimaginowanej krainy zwanej Pieprzolandem, zaatakowanej przez Sine Smutasy, ponure istoty nienawidzące muzyki. Centralną rolę w filmie grają animowani Beatlesi, którzy zachowują się tu z podobną dziecięcą beztroską jak wcześniej w +Nocy po ciężkim dniu+ i +Help+" - pisze o nim Norman.
Jak pisze "motywem przewodnim miała być piosenka +Yellow Submarine+, która od wydania w 1966 r. - mimo że nazwą tą określano w slangu żółtawą odmianę amfetaminy - stała się jednym z najchętniej puszczanych w radiu kawałków w Wielkiej Brytanii. Kilkuletnie dzieci uczyły się ją śpiewać w przedszkolu, a podczas marszów protestacyjnych skandowano nieco zmienione słowa, zamiast +We all live in a yellow submarine+, śpiewano +We all live on a bread and margarine+ (żyjemy o chlebie i margarynie)".
Sami Beatlesi wystąpili w finale, śpiewając "All Together Now". Film chwalili zarówno krytycy, jak i członkowie zespołu. Ścieżka dźwiękowa otrzymała nominację do nagrody Grammy.
Amerykański reżyser i producent filmów animowanych, jeden z założycieli studia Pixar John Lasseter, powiedział, że "Yellow Submarine" zmieniło postrzeganie animacji, dzięki niej zaczęła być traktowana jak poważne, artystyczne kino.
Josh Weinstein, scenarzysta animacji "Simpsonowie" w jednym z wywiadów stwierdził z kolei, że bez "Yellow Submarine" nie byłoby "Simpsonów", ale też "South Park", "Toy Story" czy "Shreka".
W filmie "Yesterday" Danny'ego Boyle'a zabawkowa żółta łódź podwodna pojawia się jako gadżet przypominający, że istniał kiedyś taki zespół, który nazywał się The Beatles.
Dziś filmową żółtą łódź podwodną można znaleźć w zestawach Lego, można kupić buty z grafikami nawiązującymi do filmu, a hiszpański klub Villarreal przyjął przydomek "Żółta łódź podwodna", odwołujący się do ich żółtych barw.
W 1970 r., rok po tym, jak John Lennon oznajmił pozostałym Beatlesom, że opuszcza zespół, ukazał się ich ostatni film "Let It Be". Składa się ze zdjęć z prób i sesji nagraniowych Beatlesów z 1969 r. oraz z koncertu zespołu na dachu studia Apple Records. Obraz otrzymał Oscara i Grammy za muzykę.
"Ich ostatnia sztuczka polegała na tym, że w sceny zarejestrowane przed rokiem udało im się tchnąć świeżość i entuzjazm, wrażenie obiecującej przyszłości, która w oczywisty sposób nie mogła nastąpić. +Let It Be+ było ich smutnym zgaśnięciem, był zarazem rozpaczą i smutkiem z tego powodu, że muszą zgasnąć" - pisze Philip Norman.
Wspomina też, że w Liverpoolu przygotowano uroczyste powitanie po premierze filmu z udziałem władz miasta. Oczekiwani muzycy jednak nigdy nie dotarli na powitanie. Zespół przestał istnieć, ale nie skończyła się historia mariażu Beatlesów z kinem.
Paul McCartney, wraz z żoną Lindą, napisał tytułową piosenkę do bondowskiego "Żyj i pozwól umrzeć" z Rogerem Moore'em. Występował w filmach, m.in. "Eat and Rich" i "Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara".
Przed kamerą stawali również Ringo Starr ("Lisztomania" Kena Russella) i John Lennon (m.in. w filmie "Jak wygrałem wojnę" Richarda Lestera), który również realizował etiudy, wraz z Yoko Ono.
George Harrison został producentem filmowym. Znał się z członkami ekipy Monty Pythona i wspomógł finansowo produkcję ich filmu "Żywot Briana". "Python pomógł mi nie zwariować, kiedy rozpadali się Beatlesi, więc należało się to wam ode mnie" - powiedział Harrison. Sukces filmu spowodował, że muzyk na poważnie zajął się produkcją filmową jako współwłaściciel wytwórni HandMade.
Harrison zaprzyjaźnił się zwłaszcza z Erikiem Idle'em. Członek Monty Pythona w 1978 r. wyreżyserował pseudodokumentalny film "The Rutles: All You Need Is Cash", który parodiował historię Beatlesów. Harrison wystąpił w nim w roli dziennikarza. W filmie pojawiają się również m.in. Paul Simon i Mick Jagger.
Beatlesi inspirowali kino już dekadę wcześniej. Zainspirowani filmem "A Hard Day's Night" Gerry and the Pacemakers nakręcili swój film muzyczny "Ferry Cross the Mersey" w 1965 r., a cztery lata później na ekranie w filmie "Head", którego współscenarzystą był Jack Nicholson, błyszczeli członkowie The Monkees.
W latach 70. premierę miały m.in. "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band" z członkami Bee Gees, Stevem Martinem i Donaldem Pleasance'em oraz slapstickowy debiut Roberta Zemeckisa o beatlemani "I Wanna Hold Your Hand".
Potem do kariery i muzyki Beatlesów odnosiły się jeszcze m.in. "Beatlemania: The Movie" (1981), "Po drugiej stronie globu" (2007) z Jimem Sturgessem i Evan Rachel Wood, a nawet parodia filmów o zombie "The Zombeatles: All You Need Is Brains" (2009).
Beatlesi pojawili się też w polskim kinie, za sprawą filmu Radosława Piwowarskiego "Yesterday" z 1984 r. Jego akcja rozgrywa się w połowie lat 60., a bohaterami jest czworo uczniów technikum zafascynowanych muzyką Beatlesów. Przyjmują pseudonimy: John, Paul, George i Ringo.
Po premierze entuzjastycznie o filmie w swojej recenzji w magazynie "Film" pisał Maciej Pawlicki: "Mamy więc wreszcie film o Beatlesach. Nasz, rodzinny, tutejszy (...) to ładna, wzruszająca bajka".
"Film Piwowarskiego jest ckliwy, ma jednak jedną cudowną cechę: niczego nie udaje. Przyznaje się otwarcie do prostoty i naiwności. Jawnie korzysta z chwytów i sposobów tak zwanego kina popularnego. Co najważniejsze - robi to wszystko dobrze i z wdziękiem" - napisał.
Krytyk zwrócił uwagę na znakomitą rolę debiutanta, absolwenta warszawskiej PWST, Piotra Siwkiewicza: "zupełnie nie debiutanckie, pełne ekspresji i bogactwa tonów aktorstwo Siwkiewicza jest jeszcze jednym, niebagatelnym walorem filmu".
Z kolei recenzent "Przekroju" pisał po premierze: "Jest to jeden z bardzo nielicznych w naszej krajowej kinematografii prawdziwych, bezpretensjonalnych, trafnych filmów o młodzieży. O tak powszechnej wśród młodych ludzi fascynacji muzyką Beatlesów". Podkreślił też dobre role Krystyny Feldman i Krzysztofa Majchrzaka.
Piwowarski dostał za niego Nagrodę Międzynarodowej Federacji Krytyki Filmowej (FIPRESCI) na festiwalu w Wenecji. Siwkiewicz otrzymał za swoją rolę nagrodę na festiwalu filmowym w San Sebastian. Film nagrodzono też Złotą Kaczką.
Teraz do grona filmów "beatlesowskich" dołączył "Yesterday" Danny'ego Boyle'a. W wywiadzie dla magazynu "Variety" reżyser powiedział, że ten film to "list miłosny do muzyki The Beatles, zespołu, który zmienił historię, także kina".
Na "Yesterday" historia beatlesów w kinie się jednak nie kończy. Nad dokumentem o realizacji płyty "Let It Be" i ostatnich wspólnych chwilach Beatlesów pracuje reżyser trylogii "Władcy Pierścieni" Peter Jackson.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.