Nowe szaty artysty

Trzeba wreszcie zawołać: król jest nagi! – i w galeriach z powrotem powiesić obrazy. A obieranie ziemniaków wysłać tam, gdzie jego miejsce: do kuchni.

Odkąd Marcel Duchamp wystawił w 1917 roku pisuar w nowojorskiej galerii, żadne dziwactwa w świecie sztuki nie powinny już dziwić. Skoro wszystkie granice zostały przekroczone, artystyczne „prowokacje” muszą być przewidywalne i nudne. Dziwi tylko jedno: że wciąż ktoś chce łożyć na nie wcale nie małe pieniądze.

Kultura balonowa
Żeby zobaczyć, jak działa ten mechanizm, warto wybrać się do Niemiec. Zagłębie Ruhry to moloch składający się z 53 miast o łącznej liczbie 5,3 mln mieszkańców. Choć ta trzecia co do wielkości aglomeracja Europy Zachodniej kojarzy się raczej z przemysłem niż z kulturą, przyznanie jej w roku 2010 zaszczytnego miana Europejskiej Stolicy Kultury jest działaniem jak najbardziej celowym. Unia Europejska chętnie bowiem premiuje miasta, które mają pomysł na zagospodarowanie dawnych terenów przemysłowych. Teatr czy muzeum urządzone w byłej kopalni, połączone z planami rewitalizacji, nabijają punktów miejscom, na które większość z nas nie postawiłoby w tej konkurencji złamanego eurocenta. Dla unijnych urzędników od obecnego stanu kultury w danym mieście ważniejszy jest bowiem potencjał, jaki ono przedstawia. To właśnie dzięki takiemu postawieniu sprawy dynamicznie rozwijające się Katowice mogą ubiegać się o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury w 2016 roku. Zdaniem ekspertów, mają spore szanse.

Z jednej strony to dobrze, że miejsca, które dotąd uchodziły za pustynię kulturalną, mobilizowane są do tego, by poszerzały swą ofertę. Pytanie jednak, czy tak się rzeczywiście dzieje. Na jakie przedsięwzięcia przeznaczono 62,5 mln euro, które Niemcy wpompowały w swoją Europejską Stolicę Kultury? Obok pojedynczych sensownych inicjatyw, związanych z malarstwem czy muzyką klasyczną, reszta wydarzeń wydaje się sztucznie nadmuchana, jak setki żółtych balonów unoszących się od maja nad wieżami dawnych szybów górniczych.

Najbardziej spektakularnym przykładem wyrzucenia gigantycznych pieniędzy w błoto będzie zapewne długi na 60 km stół biesiadny, który zostanie rozstawiony 18 lipca wzdłuż autostrady A40, łączącej poszczególne miasta Zagłębia Ruhry. Ruch na autostradzie ma być w tym dniu wstrzymany, a mieszkańcy, którzy do tej pory mijali się wyłącznie pędzącymi autami, spotkają się twarzą w twarz na „biesiadzie kultur, narodowości i pokoleń” (o ile zechcą na nią przyjść). No i proszę, Polacy tak bardzo zżymają się na brak autostrad, a okazuje się, że to właśnie ich zamknięcie służy tworzeniu kultury!

Państwo przyjazne gejom
Wśród licznych wydarzeń zaplanowanych na ten rok przez „innowacyjną i niekonwencjonalną” metropolię nie mogło oczywiście zabraknąć największego w Europie święta rozpusty, jakim jest Loveparade. W odpowiedzi na pytanie polskich dziennikarzy, co to wydarzenie ma wspólnego z kulturą, usłyszeliśmy od osób odpowiedzialnych za realizację programu, że „zbyt wąsko rozumiemy kulturę”. Na szczęście Polacy bardzo szybko uczą się od swoich zachodnich sąsiadów. W warszawskim Muzeum Narodowym, finansowanym z publicznych pieniędzy, została niedawno otwarta wystawa „Ars Homo Erotica”. Ma być czynna do września, a więc zbiegnie się w czasie (zapewne całkiem przypadkowo) z Europride 2010 – homoseksualną paradą, która odbędzie się w lipcu w Warszawie. Jakby tego było mało, na stronie internetowej muzeum uczony kurator wystawy, dr Paweł Leszkowicz z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu, nazywa świętego Sebastiana „największą homoerotyczną ikoną chrześcijaństwa”. Cała akcja została obliczona na wielki skandal, tyle że… organizatorzy przeliczyli się. – Spodziewałem się większych protestów – wyznał mediom dyrektor muzeum Piotr Piotrowski.

«« | « | 1 | 2 | » | »»

aktualna ocena |   |
głosujących |   |
Pobieranie.. Ocena | bardzo słabe | słabe | średnie | dobre | super |

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Więcej nowości