Jak zwykle w przypadku Perry’ego, muzyka przepojona jest tajemnicą, a klasą dorównuje najlepszym utworom DCD.
Pierwszy solowy album lidera Dead Can Dance, „Eye Of The Hunter”, ukazał się, bagatela, 11 lat temu. Za to od rozpadu najważniejszego duetu w historii alternatywnego rocka jego druga połowa, doskonała wokalistka Lisa Gerrard, wydała ich aż 10, nie licząc kilku soundtracków. Co ciekawe, wiele z nich nagrywała w duetach – z Pieterem Bourke, Hansem Zimmerem, Patrickiem Cassidym czy wreszcie z Klausem Schulze. Niestety, płodność twórcza artystki nie zawsze szła w parze z jakością jej dzieł, bo o ile „Duality” czy ścież-kę dźwiękową z „Gladiatora” można uznać za bardzo udane, o tyle np. wysilony „Immortal Memory”, czy całą współpracę z Schulzem, wypada zwyczajnie pominąć milczeniem.
W porównaniu z Gerrard, Perry wychodzi na outsidera i samotnika, a przy tym artystę niezwykle oszczędnego. Nie tylko jeśli chodzi o częstotliwość wydawania płyt. Potwierdza to najnowsza płyta Ark. Muzyk nagrał ją w studiu Quivvy Church, mieszczącym się w zdesakralizowanym XIX-wiecznym, protestanckim kościele. Samotnie skomponował, wykonał, nagrał i wyprodukował wszystkie utwory.
Jak zwykle w przypadku Perry’ego, muzyka przepojona jest tajemnicą, a klasą dorównuje najlepszym utworom DCD, oczywiście tym z wokalnym udziałem Brendana. Na Ark znajdziemy doskonałe melodie i – co jest pewną nowością – gustowne brzmienia elektroniczne.
Gdyby jeszcze wśród tych cudnych, podniosłych pieśni znalazło się miejsce na głos Lisy Gerrard, „Ark” byłoby dziełem niemal doskonałym. Perry chyba zdaje sobie z tego sprawę, bo w wywiadach wspomina o planach reaktywacji DCD, a na okładce „Ark”, w uchylonych drzwiach prowadzących do rozświetlonej latarni morskiej, widnieje tajemnicza kobieca postać. Czyżby to była Lisa?
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.