Czyli, w największym skrócie: miłość i Śmierć.
Ten nakręcony w 1998 roku przez Matina Bresta film idealnie wpasowuje się w ówczesny, milenijny trend, kiedy to Hollywood, nagle znów zaczęło sięgać po tematy metafizyczne, a bohaterami wysokobudżetowych opowieści z Fabryki Snów, zostawały diabły, anioły, postacie mesjańskie i Chrystusowe. Wszystko to oczywiście z mniej, czy bardziej uświadomionego lęku przed jakże symbolicznym rokiem 2000 i zbliżającym się szybkimi krokami przełomem tysiącleci.
„Miasto aniołów”, „Zielona mila”, „Matrix”, „Adwokat diabła” to tylko niektóre z tytułów, królujących pod koniec lat ’90 na ekranach kin. Kolejnym był właśnie „Joe Black” z Bradem Pittem w tytułowej roli.
Black znaczy czarny, a to kolor żałoby i Śmierci. I właśnie Śmierć przychodzi pewnego dnia do bajecznie bogatego, przygotowującego się do swych 65 urodzin Williama Parrisha (w tej roli Anthony Hopkins), by zabrać go ze sobą. Nim to jednak nastąpi, chce, by William pokazał jej świat („Pokaż mi świat, a ja dam ci czas”).
Mężczyzna rzecz jasna godzi się na ten warunek, choć szybko zaczyna żałować. Śmierć bowiem, z wzajemnością, zakochuje się w jego córce Susan (Claire Forlani) i także ją zamierza zabrać w zaświaty…
Co ciekawe, fabuła nosi znamiona moralitetu. Te średniowieczne ukazywały wady i zalety ludzi. I nie inaczej jest tutaj. Głównym szwarccharakterem, granym przez Jake’a Webera, jest Drew – niezwykle ambitny, ale i pazerny współpracownik Williama, który robi wszystko, by usunąć go z zarządu i doprowadzić do fuzji z inną wielką firmą, na czym błyskawicznie się wzbogaci.
To wady. A zalety ludzkości? Cóż, Joe/Śmierć odkrywa je każdego dnia. I nie tylko w głębokim uczuciu, które żywi do Susan, ale także w rzeczach na pozór prozaicznych i błahych, jak, na przykład… masło orzechowe, czy ciastka z galaretką, których najeść się nie może.
Piękny i mądry. Romantyczny i wzruszający. Taki właśnie jest ten film. Sporo w nim także scen symbolicznych. W finale widzimy np. wielki ogród, drzewo (poznania dobra i zła?), czy most prowadzący na tamtą stronę.
Krótko mówiąc: kawał kina i kolejna pozycja obowiązkowa na naszej liście Filmów wszech czasów.
*