– Początkowo było mi bardzo trudno przemóc się, żeby grać w komedii, gdzie umiera człowiek. Całkiem niedawno bowiem na moich rękach umierała moja mama – mówi Jan Trofimowicz, dyrektor Gminnego Domu Kultury w Lini. W sztuce zagrał pijaka Gerarda.
ks. Sławomir Czalej/GN Większość zespołu stanowią młodzi ludzie – Mnie to nie dotknęło, ale nadal bywa tak, że synowa jest gorsza lub bywa zgoła przyczyną zła, a sam synuś, nawet pijak, jest przez rodzinę usprawiedliwiany – podkreśla pani kierownik. Całość dopełnia fantastyczna, bo prosta, sceneria. Święty obraz, zegar, kaszubski kredens, stół i… naładowana flinta pod łóżkiem. Jednym słowem, świat kaszubski w soczewce albo, trafniej, w krzywym zwierciadle.
– Chcieliśmy wykpić hipokryzję, udawanie, zajmowanie się nie swoim życiem. Śmiejemy się z tego, ale i chcemy, żeby ludzie dostrzegli, że to nie jest dobre – wyjaśnia.
Najnowsza sztuka „prostolinijnych” to jednak nie tylko kpina. Przywary kaszubskie są wszak charakterystyczne dla całości populacji między Bugiem i Odrą. Ze sztuki płynie też mądrość prawdziwa. – Mimo wszystko, co widać w sztuce, tutaj ludzie trzymają z Bogiem chyba ciut bardziej niż w innych rejonach naszego województwa. Nie jest to wiara od niedzieli do niedzieli. Ja sam modlę się często o swoją dobrą śmierć, a nie jestem w tym odosobniony – mówi Jan Trofimowicz, który przybył do gminy cztery lata temu.
Przedstawienie teatru amatorskiego, świetnie zagrane, gromadzi całą lokalną społeczność. Za każdym razem sala jest nabita po brzegi, a bilety wyprzedane na długo przed spektaklem. O telewizji nie myśli nikt.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.