Kiedy w 1993 roku film ten wchodził na ekrany, wydawało się, że kino może już wszystko.
Dziś kina właściwie już nie ma. Ostał się jeno ów park (rozrywki - jakby to powiedział Martin Scorsese). A i on coraz bardziej pustawy, bo poza filmami dla dzieci, nie ma tam właściwie po co chodzić.
Ale czy przypadkiem i nakręcony przez Stevena Spielberga „Park Jurajski” nie był właśnie takim „filmem dla dzieci”?
Wtedy, w latach ’90 dawały się na niego nabrać także nieco większe dzieci. Oraz krytycy (bo efekty), czy naukowcy, bo przecież reżyserowi „Poszukiwaczy zaginionej arki” udało się wówczas wskrzesić, ożywić na ekranie prehistoryczne stworzenia i rozpętać istną dino-manię. Dinozaury były wtedy naprawdę wszędzie. I zostały z nami na lata, dzięki kolejnym częściom, remake'om, reboot'om i czym tam jeszcze Hollywood próbowało kusić widzów w ramach swego recyklingu.
Zresztą pierwszy „Park Jurajski” też jest przecież takim produktem z odzysku. Spielberg straszy jak w „Szczękach”, tyle że nie rekinami, a dino-gadami. A podpatrzył to u Hitchcocka, który wcześniej straszył „Ptakami”. A jeszcze wcześniej była Mary Shelley i jej „Frankenstein”, w którym i straszyła, i przestrzegała przed niebezpiecznym eksperymentowaniem z naturą.
Czyli nic nowego, prócz nowej, komputowej technologii (CGI), która tak zachwyciła widzów w 1993 roku, a potem stała się jego przekleństwem. Bo powstających już w XXI hollywoodzkich filmów z komputera po prostu nie dało się oglądać. I Spielberg też się o tym przekonał. Nakręcony przez niego w 2008 roku „Indiana Jones i królestwo kryształowej czaszki” raził plenerowo-scenograficzą sztucznością. A to i tak nic w porównaniu z tym co wydarzyło się w roku 2023 gdy na ekranach pojawił się „Indiana Jones i artefakt przeznaczenia”. Tam już sam główny bohater był z komputera (Harrisona Forda, wcielającego się od dekad w Indianę Jonesa, postanowiono na siłę odmłodzić), co skończyło się jedną wielka kompromitacją i box-office’ową klęską.
Ale czy ktokolwiek wyciągnął z tego jakieś wnioski? Gdzie tam. W tym roku zaserwowano nam już kompletnie animowany (a raczej komputeryzowany) „Park Jurajski: Teorię chaosu”. W streamingu. Co już też nie dziwi.
Było kino – jest kontent. Trza mieć treści w internecie!
A że to taki kontent, z którego mało kto jest kontent, to już zupełnie inna sprawa. Ale jak się to wszystko zaczęło warto, mimo wszystko, zobaczyć. Więc daję znać, że on-line można go oglądać chociażby na Netlixie (tam też znajdą Państwo tegoroczny „Park Jurajski: Teorię chaosu”).
*
Tekst z cyklu Filmy wszech czasów
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.