Wojenny melodramat, czyli… klasyka. Stary, dobry, sprawdzony patent na hit?
Tysiąc młodych osób z katechetami obejrzało w teatrze muzycznym brawurowy spektakl o papieżu Polaku.
Jeden z filmów-symboli lat '80. Najbardziej ikonicznych produkcji tamtej dekady.
W "Samuelu Zborowskim" robi z tego mordercy i anarchisty symbol wolności.
W "Reytanie" wbrew faktom głosi, że już "pierwszy sejm rozbiorowy podjął decyzję o zakończeniu dziejów Rzeczypospolitej" (s. 262).
A w "Wieszaniu" wydumał m. in. coś takiego:
"Z wszystkich korzyści, które można tu sobie wyobrazić, korzyścią najważniejszą byłoby powieszenie Stanisława Augusta Poniatowskiego. (...) Taki król byłby też znacznie lepiej widoczny i łatwiejszy do zapamiętania, także dla tych, co nie interesują się historią ojczystą, bo wzniósłby się, nawet dosłownie, na pewną wysokość, a takiego obrazu się nie zapomina. To wydarzenie - zakładanie szelek i podciąganie króla na szubienicy (i jeszcze drewniane sztuczne zęby wypadające wtedy z królewskiej szczęki) - byłoby czymś takim, o czym uczyłyby się dzieci w naszych szkołach - to byłoby coś w rodzaju (wydarzenie podobnej wagi) Bitwy pod Grunwaldem, Batorego pod Pskowem, może nawet coś w rodzaju Chrztu Polski. Polska ochrzczona wtedy tym wieszaniem, Polska ochrzczona pod kamienicą Wasilewskiego na Krakowskim Przedmieściu jeszcze i dziś byłaby jakąś całkiem inną Polską" (s. 227).
Biorąc w nawias moje negatywne podejście do Stanisława Augusta, zapytuję, czemu mają służyć te bluźnierstwa?