Czechowickie sacrum
Kościół w Czechowicach-Dziedzicach Południowych należy do najsłynniejszych obiektów polskiej architektury Alina Świeży-Sobel/GN

Piękno nie do podrobienia

Brak komentarzy: 0

Alina Świeży-Sobel

GOSC.PL

publikacja 27.08.2011 06:30

Wiele zastanawiałem się nad tym, jak powinien powstawać kościół. Nie tylko nad tym, jaką ma mieć formę, ale jak powinno się go budować, bym jako człowiek wierzący chciał w nim przebywać.

Zarys bryły kościoła ukazywa­ła makieta i proste rysunki prze­krojowe, wymagane w projekcie. – Później wspólnie szliśmy w kie­runku, którego na początku ja sam sobie nie wyobrażałem. Nie wie­działem przecież, jakie elementy i detale architektoniczne utworzą ostateczną formę. Wspólnie szu­kaliśmy odpowiedzi. Na bieżąco w konstrukcję murów wkraczały kolejne elementy: kamienie, cegły, figura Matki Bożej. Wzajemnie się mobilizowaliśmy i na samym pla­cu budowy pamiętam wspólną ra­dość z tego, co się akurat udawało. To było niepowtarzalne: właśnie ta radość, entuzjazm – mówi Stanisław Niemczyk.

– Na początku znałem tylko główny zarys bryły kościoła, ale tego, jak będzie wyglądało bu­dowanie, nie wiedziałem. Nie była to łatwa praca, ale ten wysiłek się opłacał. Sami budowniczowie po zakończeniu kolejnego frag­mentu oglądali go z podziwem i cieszyli się, że oni to robili – po­twierdza ks. prał. Raszka.

Rośnie dzieło

Znamienny rytm tej pracy zapamiętał również architekt: – Codziennie o szóstej rano ksiądz przyjeżdżał po mnie do Tychów, bo ja nie prowadzę samochodu. Przyjeżdżaliśmy do Czechowic. O siódmej była Msza św., a potem omówienie prac z ekipą mężczyzn.

Mówił, co i jak robić przez następny dzień czy dwa, a jeśli robota szła szybciej, zdarzało się, że mężczyźni zrobili więcej. Nie wiedzieli, jak mają kłaść ko­lejne warstwy cegieł i nieraz trze­ba było z powrotem je rozbierać, bo zamysł był inny.

– Czasami to pan Staszek do­stosowywał się do tego, cośmy już zrobili. Kiedyś wyjechał na dłużej i zostawił wskazówki, ale ludzi do pracy zeszło się tylu, że poszliśmy dalej. Potem okaza­ło się, że zakrystia przesunęła się nam o metr... – śmieje się pro­boszcz.

– Wieże budowało się jak w średniowieczu: w górne otwo­ry w murze wkładało się belki, na nich opierało się rusztowanie i budowało się metr, półtora – do­kąd sięgnął murarz. A potem zno­wu trzeba było wszystko podnosić. Tam, gdzie dziś są otwory, kiedyś były te belki...

Budowę rozpoczęli w sierpniu 1995 r. W osiem miesięcy kościół był gotowy w stanie surowym – własną pracą i ofiarnością paraifan. W 1998 r. budowa się zakoń­czyła. Pozostały po niej wspaniałe wspomnienia, a kościół wciąż pięknieje. – To dzięki wiernym, którzy tu przychodzą i modlą się, oraz panu Stanisławowi. Przy kolej­nych pracach w otoczeniu kościo­ła zawsze możemy liczyć na jego pomoc i radę – podkreśla ks. prał. Andrzej Raszka.

Budowane z ludźmi

Niełatwy sposób budowania jest dla architekta Stanisława Niemczyka regułą. – Uważam, że przez to wyraża się osobowość ludzi, którym budowla ma służyć. Dzięki temu powstają najciekaw­sze realizacje – tłumaczy architekt. I dodaje, że właśnie z tego powodu nie interesują go zupełnie „eksportowe” projekty, tworzone z daleka, bez kontaktu z ludźmi z tego miejsca, gdzie powstaje budowla.

- Architektura ma swoje wy­magania: nie wystarczy zadbać o estetykę obiektu, a pominąć to, co znajduje się w jego otoczeniu i ludzi, którym ma on służyć. Po­zbawiając się możliwości współ­działania z ludźmi w danym miejscu, nie potrafmy należycie prowadzić naszych poszukiwań formy, projektować i budować -mówi Stanisław Niemczyk.

Zasłużył na wyróżnienie

Jak mówi ks. prał. Andrzej Raszka: - Dobrze zapamiętaliśmy czas budowy i tę niesamowitą atmosferę: pan Stanisław potrafił rozpalić entuzjazm, dać nadzieję. Podejmowaliśmy rzeczy dla nas nowe, nie zawsze rozumieliśmy do końca, co wyniknie z kolejnych etapów pracy, więc trzeba było mieć do siebie zaufanie. W tych rosnących murach ciągle trwała modlitwa, odprawialiśmy eucharystię. Czuliśmy ogromną łaskę bożą, prawdziwy powiew. Sprzyjała nawet pogoda. A co tydzień widoczne były nowe efekty tych naszych wspólnych wysiłków i one dawały radość. To wszystko sprawiało, że chciało się tu być, pracować. Ogromnie ważne było to, że architekt był tu z nami na każde zawołanie. Wkładał w tę pracę wiele serca. gdy w 1998 r. ukończyliśmy budowę, pan Stanisław z całą naszą ekipą budowniczych pojechał z dziękczynną pielgrzymką do Jana Pawła II. Bardzo się cieszymy, że został znowu wyróżniony i to tak znaczącą nagrodą - za pracę na rzecz budownictwa sakralnego. To radość dla naszej parafii, bo przecież pan Stanisław stąd pochodzi, tu się urodził.

Pierwsza strona Poprzednia strona strona 2 z 2 Następna strona Ostatnia strona
oceń artykuł Pobieranie..