Majstrowanie przy historii. Wielka dziura w parku nie przypomina już miejsca chwały niemieckiej armii. Pomnik miał przez setki lat świadczyć o zwycięstwie, a ostatecznie skończył jako materiał budowlany na Pałac Kultury w Warszawie.
Poprawić historię
Wspomnienie zwycięstwa z 1914 roku Niemcy postanowili upamiętnić. Było to korzystne propagandowo, gdyż do tej pory nazwa Tannenberg kojarzona była z przegraną w roku 1410 bitwą znaną w Polsce jako bitwa pod Grunwaldem. Budowa rozpoczęła się w 1925 roku, a prace prowadziła specjalna firma, zatrudniająca około 200 robotników. Koszty wyniosły ponad 250 tys. ówczesnych marek. Usypano sztuczne wzgórze, którego pozorna wysokość została spotęgowana tym, że wybrano wokół niego ziemię, tworząc pierścieniowe wklęśnięcie. Wokół pomnika pozostały niemieckie i rosyjskie groby żołnierskie. W ten sposób stworzono krajobraz bitwy. Pusty dotychczas teren pól uprawnych odpowiednio zadrzewiono, sadząc między innymi około 1,5 tys. dużych dębów.
– Mój wujek służył w Wehrmachcie i przez pewien czas pełnił wartę przy Mauzoleum Hindenburga. Pamiętam, jak opowiadał o specjalnej rasie owiec, którą sprowadzono, aby pasąc się w okolicy, utrzymywały w ryzach rosnącą trawę. Takie ówczesne kosiarki – mówi Grzegorz, obecnie mieszkaniec Kolonii. Pomnik był w kształcie ośmioboku. Z ośmioma wieżami i wysokim na 40 metrów krzyżem pośrodku. W centrum konstrukcji znajdował się grób nieznanego żołnierza. Ogólny wygląd nawiązywał do zamku krzyżackiego. Chodziło o wskazanie, że zwycięstwo z 1914 roku było w jakiś sensie odwetem za porażkę poniesioną 500 lat wcześniej w starciu z wojskami słowiańskimi.
Otwarcie obiektu odbyło się 18 września 1927 roku, w 80. rocznicę urodzin Hindenburga. Usunięto grób nieznanego żołnierza, a poziom obniżono o 8 stóp. Komora grobowa została zbudowana w krypcie jednej z wież. Wejścia do krypty strzegły dwie figury żołnierzy, wysokie na 13 stóp. Ciała Hindenburga i jego żony spoczęły w mosiężnych sarkofagach. Za nimi ustawiono dwa krzyże połączone ramionami, z napisami: „Miłość jest wieczna” i „Bądź wierny aż do śmierci”. W wieży pogrzebowej urządzono izbę pamiątek po Hindenburgu i jego pomnik.
Resztki pamięci
Miejsce stało się symbolem i celem pielgrzymek dla tysięcy Niemców. Uczniowie niemieckich szkół mieli obowiązek je odwiedzić. Obiekt był także miejscem rocznych zebrań weteranów I wojny światowej.
Kariera pomnika skończyła się w styczniu 1945 roku, gdy do Prus Wschodnich zbliżały się wojska sowieckie. Niemieccy wojskowi, obawiając się profanacji, przenieśli doczesne szczątki feldmarszałka i jego żony. Przewieziono je prawdopodobnie do magdeburskiej katedry. Dzień później, w nocy, wysadzono wieżę, w której mieścił się grobowiec. Sowieci nie zniszczyli budowli i tak przetrwała do 1949 roku, gdy zaczęto ją demontować, a materiały budowlane wykorzystywano m.in. do budowy Pałacu Kultury w Warszawie.
Dziś po Tannenbergu-Denkmalu pozostały wspomnienia, fotografie i kamienny lew. Wykuto go na pamiątkę XII Mazurskiej Dywizji Piechoty, wsławionej w bitwie pod Tannenbergiem w 1914 roku. Zrobiony jest z jednej bryły granitu. Umieszczony w latach trzydziestych na kilkumetrowym postumencie z prawej strony głównej alei wiodącej do mauzoleum przez kilka lat stał nietknięty. Nie było silnych, by go ruszyć, gdyż waży 7 ton.
W latach 50. żołnierze za pomocą dźwigu zdjęli pomnik i wywieźli. Lew trafił do Centrum Szkolenia Wojsk Ochrony Pogranicza w Kętrzynie i chyba dzięki temu przetrwał. Przed trzydziestoma laty, z inicjatywy Jerzego Wilka, wyznaczono nowe miejsce dla niego. Kętrzyński komendant przekazał nieodpłatnie kamienne zwierzę miastu. W ten sposób lew powrócił i stanął przed ratuszem.
Dziś jest niemym świadkiem dawnych lat, a zarazem przestrogą, że gdy majstruje się przy historii, można dostać po łapach. Lwich łapach.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.