Przez lata chroniła cenne kobierce. Dzięki niej do zbiorów narodowych w Małopolsce trafiła unikatowa kolekcja tkanin orientalnych.
Śmierć zmarłej niedawno w podhalańskim Murzasichlu w wieku 93 lat Anny z Piotrowiczów Kulczyckiej potraktowano krótkimi, zdawkowymi notkami. Tymczasem dzięki jej wierności pasjom kolekcjonerskim swego teścia i męża, bardzo cenny zbiór dawnych tkanin orientalnych znalazł się w małopolskich zbiorach muzealnych. O jej życiu opowiada film dokumentalny Marii Kwiatkowskiej „Strażniczka”.
Profesorska pasja
Ponad sto lat temu lwowski lekarz weterynarii Włodzimierz Kulczycki (1863–1936), profesor i rektor Akademii Weterynaryjnej, kupił pierwszy kobierzec wschodni. Zafascynowany pięknem tkanin rodem z Persji, Turcji, Kaukazu i Azji Centralnej rozpoczął ich systematyczne kolekcjonowanie. Nie ograniczył się przy tym do biernego zbieractwa, lecz podczas wieloletnich studiów zgromadził także dużo informacji i dzięki swojej wiedzy na temat zabytkowych tkanin wschodnich stał się autorytetem w tej dziedzinie.
Zaraził swą pasją kolekcjonerską syna Jerzego (1893–1974), archeologa śródziemnomorskiego, profesora Uniwersytetu Jana Kazimierza we Lwowie. Rezultatem było zgromadzenie blisko 200 kobierców, dywanów i innych tkanin, powstałych w ciągu czterech stuleci: XVI, XVII, XVIII i XIX. Kolekcja Kulczyckich szczęśliwie ocalała z pożogi wojennej. Nie uległa rabunkowi przez Sowietów, zaś podczas bombardowania Lwowa przez samoloty niemieckie w 1941 r. bomba, która spadła na dom, gdzie były przechowywane kobierce, nie wybuchła. W trakcie przesiedlania ludności polskiej ze Lwowa w 1946 roku prof. Jerzy Kulczycki wywiózł kolekcję w skrzyniach z książkami. We Lwowie pozostała na krótko świeżo poślubiona żona, pochodząca ze znanej ormiańskiej rodziny 27-let-nia Anna z Piotrowiczów Kulczycka.
„Żegnając się, obiecywali sobie spotkanie za miesiąc. Spotkali się dopiero po dziesięciu latach, w tym czasie nic nawzajem o sobie nie wiedzieli” – pisze Janusz Miliszkiewicz w swej książce „Polskie gniazda rodzinne”. Sowieci zamknęli granicę i Anna Kulczycka nie mogła połączyć się z mężem. Wszechstronnie wykształcona, absolwentka lwowskiego Konserwatorium Muzycznego, polonistka, musiała zostać we Lwowie, w najgorszym czasie prześladowań komunistycznych. Sowiecka cenzura konfiskowała listy Kulczyckiego słane do żony. Odnaleźli się dopiero w 1955 r. i w rok później Anna była już u męża w Warszawie. Jak wspomina Miliszkiewicz, długie lata potem drżała na dźwięk dzwonka do drzwi. W sowieckim Lwowie zwiastował bowiem często aresztowanie.
Ocalałe z pożogi
Swe tymczasowe schronienie znalazła tam też kolekcja tkanin, ukryta pod podwójną podłogą małego mieszkania Kulczyckich. Anna, pochodząca z rodziny ormiańskich wytwórców dywanów (jak wspomina Miliszkiewicz, jej przodek miał wytwórnie dywanów w Stambule), wiernie wspierała męża, opiekując się wspaniałym zbiorem, reperując m.in. poprzecierane tkaniny.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.