Z drogi do Kłodzka za Paczkowem po lewej widać kościół z dużym kompleksem zabudowań. Intrygował od zawsze - tym bardziej że można było nań tylko popatrzyć.
Gdy rozluźniły się granice, pojechałem do Białej Wody. Był luty roku 1992. W kościele zastałem siostrę zakonną. Przepisuję fragmenty nagranej wtedy opowieści:
„W roku 1950 zaczęto w zniszczonym klasztorze osadzać zakonnice z Czech, Moraw, ze Słowacji. Skoncentrowano siostry z 14 różnych zgromadzeń, by zniknęły z oczu. Przecież Biała Woda jest za górami, za lasami, otoczona granicą. Siostry zajmowały się różnymi pracami: w lesie, na polu, szyły materace, uprawiały ogród, no i dbały o swoje siedziby. Te, które pracowały przedtem np. w szpitalach, miały renty. Było tego mało dla wszystkich, ale było. To były starsze siostry, młodszych tyle, żeby zapewnić opiekę tamtym. Ścisły reżym. Każdy przyjezdny musiał być odnotowany. Siostry mogły opuszczać obóz tylko za imiennym zezwoleniem. Dopiero od dwóch lat (czyli od 1990) jest inaczej. Młodsze wróciły do klasztorów. Jest nas tu jeszcze ponad 300. Przez obóz przewinęło się co najmniej osiem setek zakonnic. Na cmentarzu pochowanych jest kilkaset”.
Poszedłem na cmentarz. Rzędy grobów – podwójnych i poczwórnych. Skromne, proste, jak życie uwięzionych. Dziś cmentarz wygląda inaczej niż 20 lat temu. Nie czuje się tego świeżego dotyku rąk zakonnic, które nie miały nadziei na odmianę losu na ziemi. Zapatrzone więc były w niebo. Długo chodziłem wtedy po cmentarzu. Siostra czekała na mnie przed klasztorem.
Siostro, jak przetrzymałyście, jak Kościół przetrwał tych 40 lat? „Otče, potrzebowaliśmy tego wszyscy, cały Kościół potrzebował. Komuniści, izolując siostry, każąc im dzielić codzienny trud życia, pozostawiając równocześnie swobodę modlitwy i Mszy św., stworzyli - wbrew swym intencjom - ośrodek życia monastycznego. Czyli takiego, w którym jest tylko to, co konieczne: Bóg i wzajemna miłość ludzi. Kościołowi odebrano wszystko. Tylko Ewangelii odebrać nie mogli. A tu, w Białej Wodzie, zawsze było to, co najważniejsze dla Kościoła: Bóg, wiara w Niego i wzajemna miłość ludzi”.
Kolegium i seminarium w Białej Wodzie ufundował w XVIII w. książę Jakub von Lichtenstein, późniejszy biskup Ołomuńca. Były to kiedyś bardziej znamienite szkoły zakonu pijarów. Krótko jednak, bo wojny śląskie przedzieliły miejscowość granicą, odcinając ośrodek od Śląska.
W kościele perełka - gotycka statua Madonny z roku 1510. Powstała w warsztacie Wita Stwosza. Cesarz austriacki Józef II zakazał ubierać Madonnę oraz Dzieciątko w ozdobne sukienki. Minęli cesarze, potem sekretarze... W roku 1996 byłem świadkiem, jak białowodzki proboszcz nakładał na odnowioną figurę Zwycięskiej Pani nowe, bogate sukienki. Kościół był wypełniony pielgrzymami z Czech, Moraw i Śląska. Na cmentarzu byłem tydzień temu. Usłyszałem słowa wypowiedziane z nutą tęsknoty: „Za siostrzyczek w Białej Wodzie było dobrze...”.
Warto zobaczyć
Kolegium, klasztor i kościół pijarów z piękną Madonną. Niedaleko cmentarz z grobami zakonnic. 1,5 km dalej pałac (XVII w.) i park, siedziba kolejnych właścicieli ziemskich; najbardziej znana była królewna niderlandzka Marianna Orańska. Obecnie szpital psychiatryczny wnętrz niedostępne. Wspaniały widok na jeziora, przez lornetkę widać bazylikę i wieże Nysy. Poniżej droga do Złotego Stoku.
Bílá Voda
Najdalej na północ położona miejscowość czeskiego Śląska (niem. Weißwasser, pol. Biała woda). Wzmiankowana w 1532 r. w dolnej części miejscowości okazałe budynki i zwarta zabudowa wokół zespołu dawnego kolegium pijarów, z barokowym kościołem. W czasach komunizmu miejsce koncentracji i izolacji setek sióstr zakonnych.
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.