Osławiona Mickiewiczowskim wierszem Reduta Ordona odsłania swoje tajemnice. Prawda historyczna daleka jest jednak od tej zawartej w patriotycznej liryce.
Mickiewicz opisał obronę Warszawy przed Rosjanami we wrześniu 1831 r. na podstawie „opowieści adiutanta”, czyli poety Stefana Garczyńskiego. Dziś już nie wiadomo, czy to świadek wydarzeń nieco je ubarwił, czy też pióro poety nadało im patosu.
– Faktem jest, że gdyby nie znajdujący się w kanonie lektur szkolnych wiersz Mickiewicza, nikt nie zwróciłby uwagi na „dzieło nr 54” – bo taką nazwę nosiła reduta. Polacy nie spodziewali się ataku z tej strony, placówka miała tylko 6 armat i połowę żołnierskiej obsady. Artyleria konna gen. Bema nie zdążyła przyjść z odsieczą i przeważający liczebnie Rosjanie redutę zdobyli w kilkadziesiąt minut – mówi dr Wojciech Borkowski, wicedyrektor Państwowego Muzeum Archeologicznego w Warszawie.
Przenieść pomnik?
Tuż obok centrum handlowego Blue City, przy polnej drodze Na Bateryjce, archeolodzy od trzech lat znajdują ślady ziemnej fortyfikacji. Badania potwierdziły to, co nielegalni kopacze pamiątek wiedzieli od dawna: sławna reduta znajdowała się w tym miejscu, a nie, jak dotąd sądzono, przy ul. Mszczonowskiej, na tyłach obecnego centrum handlowego Reduta i stacji WKD Reduta Ordona, gdzie usytuowano upamiętniający ją pomnik i gdzie co roku w rocznicę obrony Warszawy władze składały kwiaty. Ślady wzniesień fortyfikacyjnych były też widoczne na dawnych mapach i zdjęciach lotniczych. Skąd więc taka pomyłka?
Pomnik na Woli, na którym napis głosi: „Tu dnia 6 września roku 1831 w walce z przemocą moskiewską została wysadzona w powietrze Reduta Ordona. Obrońcom Ojczyzny – cześć”, stoi w miejscu innej reduty, która w czasach powstania listopadowego nie była obsadzona żołnierzami. Po 1841 r. dla upamiętnienia zwycięstwa Rosjanie postawili tam 11-metrowy pomnik Zdobywców Warszawy.
Nie Ordon i nie wysadzona
Z planów fortyfikacji sporządzonych przez oficera z okresu powstania listopadowego, gen. Ignacego Prądzyńskiego, wynika, że szaniec Ordona miał kształt sześcioboku, a każda ze ścian liczyła od 35 do 46 m. Ochraniały go wał, sucha fosa i trzy rzędy wilczych dołów.
– W trakcie wykopalisk natrafiliśmy na dwa rzędy dołów, co może świadczyć o tym, że albo zmsieniono pierwotne plany, albo najprawdopodobniej nie zdążono ukończyć budowy – domyśla się archeolog Michał Paczkowski. Większość terenu dawnej reduty jest już dla badaczy niedostępna. Spora jej część leży pod Alejami Jerozolimskimi, które budowano bez wcześniejszych badań archeologicznych. Niedawno robiono na niej wykopy pod meczet.
– Wcześniej były w tym miejscu tereny rolnicze. Ludzie orali pługami i znajdowali artyleryjskie kule, stawiali domy i w wykopach odnajdywali ludzkie szczątki – mówi archeolog Robert Bartoszek.
Pięcioosobowa grupa pracująca przy ul. Na Bateryjce przeczesuje każdy centymetr ziemi, a tę wykopaną dodatkowo sprawdza wykrywaczem metali. Ponieważ Reduta Ordona była fortyfikacją usypaną z ziemi umocnionej gliną, przebieg jej „murów” fachowcy odczytują z układu warstw ziemi. Odsłonili już kawałek fosy i obwarowania. Niestety, reduta w ostatnich latach została spenetrowana i nieodwracalnie zniszczona przez „dzikich archeologów”, którzy w poszukiwaniu pamiątek wjeżdżali na nią nawet koparkami.
Najczęściej przeszukiwali fosę, bo właśnie do niej zazwyczaj spychano pozostałości po walkach. W niej można było odkryć końskie uprzęże, części uzbrojenia, amunicję... Pozostawili po sobie doły, które z czasem zapełniły się śmieciami. Teraz archeolodzy poszerzyli teren poszukiwań w środku samej reduty. W powierzchniowych warstwach odnaleźli m.in. stos kartaczy, czyli rodzaj dużego śrutu, umieszczonego w puszce, którą potem ładowało się do działa, dwie skałki do muszkietów oraz złoty dukat niderlandzki, którym wypłacano żołd oficerom.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.