Kamień milowy w dziejach amerykańskiej kinematografii. Obraz-legenda, którego nie mogło zabraknąć naszym cyklu o filmach wszech czasów.
Najpierw była sztuka teatralna Tennessee Williama, która w latach ’40 zawojowała nowojorski Broadway i londyński Westend. Po tak ogromnych sukcesach przedstawienia przyszedł czas na jego hollywoodzką ekranizację.
Za kamerą stanął Elia Kazan – wówczas świeżo upieczony laureat Oscara za film „Dżentelmeńska umowa” i jednocześnie reżyser broadwayowskiej wersji „Tramwaju zwanego pożądaniem”. W filmowej wersji sztuki pojawiła się także większość z teatralnej obsady (w tym Marlon Brando). Zabrakło tylko Jessici Tandy, którą zastąpiła Vivien Leigh - gwiazda “Przeminęło z wiatrem”.
Jak na wielkim ekranie poradziłaby sobie Tandy? Możemy tylko gdybać. Jedno jest pewne – oscarowa kreacja, jaką na planie stworzyła Leigh, przeszła do historii kina.
Jej Blanche DuBois to kobieta żyjąca sztuką, poezją, przestrzegająca dobrych manier. Delikatna, wyrafinowana, choć może nieco zagubiona, nie bardzo radząca sobie w życiu… - przynajmniej takie wrażenie robi na początku.
Z czasem okazuje się, że to tylko maska (a może ideał, jaki Blanche chciałaby osiągnąć?). Niestety nieziszczalny. Raz po raz wychodzą bowiem jej wady, słabości, instynkty, a więc wszystkie ułomności ludzkiej natury. Bohaterka chciałaby się ich pozbyć, wyprzeć, ale to niemożliwe. Jest przecież tylko zwykłą śmiertelniczką, osobą z krwi i kości.
Zupełnym przeciwieństwem Blanche jest mąż jej siostry, Stanley Kowalski. To prostak i awanturnik nadużywający alkoholu i przemocy. Bohaterka brzydzi się nim, ale i… fascynuje. Z czasem dowiadujemy się dlaczego.
Gdzieś w głębi jest do niego bardzo podobna. Sama wdawała się przecież w szokujące romanse, prowadziła skandaliczny tryb życia, co za wszelką cenę chciałaby ukryć, ale te wstydliwe fakty z jej życia kiedyś ujrzą przecież światło dzienne.
Ba, stanie się to w najgorszym z możliwych momentów, gdy Blanche będzie miała szansę ustatkować się i wyjść za mąż za poczciwego Mitcha, w którego wcielił się Karl Malden i zgarnął za tę rolę statuetkę Oscara dla najlepszego aktora drugoplanowego.
Nagrodę Akademii otrzymała także Kim Hunter – grająca żonę Stanleya i siostrę Blanche. Miota się ona między brutalnym mężem i nadwrażliwą (z pozoru) siostrą, niczym freudowskie ego zmagające się z id i superego.
To częsty w kinie przypadek, gdy odkrywamy, że rozmaite ekranowe trójkąty konstruowane są na wzór słynnej, psychoanalitycznej triady. Świadomie, czy nie, w kinie takie układy sprawdzają się od dekad.
*
Tekst z cyklu Filmy wszech czasów
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...