Rok Jana Długosza. Sejm ogłosił rok 2015 jego rokiem. Mija 600 lat od urodzin i 535 lat od śmierci wielkiego historyka. W Krakowie i okolicy wciąż nie brak śladów po nim.
Prawie każdy, kto odwiedza klasztor paulinów na krakowskiej Skałce, zachodzi również do krypty pod kościołem, gdzie w Panteonie Narodowym stoi sarkofag ze szczątkami sławnego dziejopisa polskiego ks. Jana Długosza (1415–1480). W 535. rocznicę śmierci kronikarza, byli tam m.in. uczniowie Zespołu Szkół z podkrakowskich Raciborowic.
– Długosz jest naszym patronem. Był związany z Raciborowicami. W latach 1471–1476 dokończył budowę naszego kościoła parafialnego pw. św. Małgorzaty. O fundacji Długosza świadczą m.in. umieszczone w kilku miejscach tarcze z jego herbem Wieniawa, przedstawiającym głowę byka – mówi Bartosz Rylski, nauczyciel historii w raciborowickim Zespole Szkół. Długosz nieprzypadkowo został pochowany na Skałce. – To on sprowadził bowiem tutaj paulinów, którzy zajęli się krzewieniem kultu św. Stanisława, i ufundował dla nich w 1472 r. klasztor – mówi prof. Krzysztof Ożóg, historyk z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Gdzie jest czaszka?
W XVIII w. kościół skałeczny był przebudowywany i przy okazji wydobyto szczątki pochowanych tu niegdyś osób. Kości Długosza złożono do glinianego naczynia i tak przeleżały przez kilkadziesiąt lat. W 1792 r. paulini zamurowali glinianą urnę w krypcie pod kościołem. W 1880 r., z okazji 400. rocznicy śmierci Długosza, kryptę przerobiono na Grób Zasłużonych. Przy okazji szczątki wielkiego dziejopisa przełożono do metalowej trumienki i umieszczono w sarkofagu. Podczas oględzin kości z zaskoczeniem zauważono, że brakuje czaszki.
– Być może zaginęła jeszcze, gdy wydobywano szczątki podczas XVIII-wiecznej przebudowy. Niewykluczone jednak, że porwał ją chyłkiem ze Skałki w 1791 r. Tadeusz Czacki, który był znany z nietypowego zdobywania pamiątek narodowych do swojej kolekcji. Ze Zwolenia zabrał na przykład domniemaną czaszkę Jana Kochanowskiego – mówi Jarosław Kazubowski, krakowski historyk sztuki i publicysta.
Kim był?
Skałeczny Grób Zasłużonych był przeznaczony – wedle pomysłodawcy tej inicjatywy prof. Józefa Łepkowskiego – „dla tych wybranych, o których przyszłość orzecze, że do miary Długosza dorośli”. Kim zaś był w istocie Jan Długosz?
– Jan Długosz, ale który? – pyta przekornie prof. Ożóg. – Najstarszy syn starosty Jana z Niedzielska, czyli Jana Długosza, otrzymał również imię Jan. Potem było dwóch Janów, którzy zmarli w dzieciństwie, czwartym z kolei był Jan Długosz historyk. Od tego momentu kolejnej dziesiątce swoich synów Jan z Niedzielska nadawał również imię Jan. Rozróżnia się ich po przydomkach. Nasz bohater figuruje jako „starszy”, zaś jego brat, również kanonik krakowski, jako „młodszy” – wyjaśnia historyk.
Długosz był rzeczywiście człowiekiem wszechstronnym. – Był klerkiem, czyli średniowiecznym uczonym, zajmującym się różnymi dziedzinami wiedzy, m.in. historią, geografią, heraldyką, a także duchownym, sekretarzem i z czasem powiernikiem kard. Zbigniewa Oleśnickiego, który był jedną z głównych osób w Kościele polskim XV w., kanclerzem kapituły krakowskiej, administratorem dóbr kościelnych, dyplomatą, wychowawcą synów króla Kazimierza Jagiellończyka, hojnym fundatorem kościołów, klasztorów, domów i burs... – wylicza Janusz Nowak, szef Działu Rękopisów Biblioteki Czartoryskich w Krakowie.
Urodzony 1 grudnia 1415 r. Długosz przyjechał do Krakowa jako 13-letni chłopiec, by studiować na Uniwersytecie Krakowskim. Wytrwał tu 3 lata, po czym wstąpił na służbę u biskupa krakowskiego Oleśnickiego. O swojej uczelni jednak nie zapomniał. Fundował bursy dla żaków, o czym świadczą m.in. tablice erekcyjne zachowane w Collegium Maius UJ. Uczelni zapisał również rękopis swojego szeroko zakrojonego dzieła „Roczniki, czyli kronika sławnego Królestwa Polskiego”.
Pracownia u stóp Wawelu
Na końcu ul. Kanoniczej przy Wawelu widać stary budynek mieszczący obecnie rektorat Uniwersytetu Papieskiego Jana Pawła II. To Dom Długosza, gdzie dziejopis i wychowawca królewiczów mieszkał od 1450 r. aż do śmierci. Parafrazując wiersz Stanisława Wyspiańskiego, który kilka wieków później mieszkał wraz z ojcem w Długoszowym domu, „u stóp Wawelu miał Długosz pracownię”. Tu powstawały w języku łacińskim jego największe dzieła pisarskie – pisane od 1455 r. „Roczniki, czyli kronika sławnego Królestwa Polskiego” i tworzona od 1470 r. „Księga uposażeń diecezji krakowskiej”.
Długosz tworzył 12 ksiąg swoich obejmujących całość dziejów Polski „Roczników” – jak sam twierdził – „łącząc stare z nowym, rzeczy raczej prawdziwe niż olśniewające, prawdę o prawdzie pisząc albo coś prawdzie bliskiego (co wydawało mi się służyć ku przestrodze oraz ku zapamiętaniu i poznaniu dziejów)”. – Stworzył dzieło przerastające wszystkich współczesnych dziejopisów w sensie zarówno zgromadzonego materiału, jak i koncepcji oraz wizji, którą zaprezentował. Systematycznie gromadził materiały dotyczące dziejów Polski od najdawniejszej przeszłości, uwzględniając również jej sąsiadów. Stworzył np. kartotekę chronologiczną, gdzie pod datami rocznymi notował informacje znalezione w kronikach i dokumentach – mówi prof. Ożóg. Zbierał także relacje ustne. Już w dzieciństwie słuchał np. opowieści ojca i stryja o bitwie pod Grunwaldem, w której brali udział jako rycerz i kapelan.
– Długosz miał dostęp do rozmaitych aktów zarówno państwowych, jak i kościelnych. Nie tylko tych, które były złożone w Krakowie. Szukał kronik i dokumentów również w innych kapitułach i klasztorach. Wspominał, że w późnym wieku nauczył się języka ruskiego, żeby czytać latopisy ruskie i wprowadzić je na karty swojego dzieła – wyjaśnia prof. Ożóg. Jego dzieła wymagały ogromnej pracy.
– Żeby to uzmysłowić – we współczesnym naukowym wydaniu oryginał łaciński „Roczników” zajął ok. 3 tys. stron druku! „Księga uposażeń diecezji krakowskiej”, gdzie zawarto opis wszystkich dóbr kościelnych z tego terenu, zajmuje w druku kolejne 1700 stron – wyjaśnia prof. Ożóg.
– Długosz do robienia czystopisów zatrudniał kopistów. Najbardziej zaufanym był Krzysztof z Dębowca. Długosz jednak potem czytał te rękopisy i dokonywał własnoręcznych poprawek – mówi J. Nowak. Dom Długosza był również świadkiem burzliwych losów jego użytkownika. Podczas zatargu kapituły krakowskiej z królem Kazimierzem Jagiellończykiem o obsadę biskupstwa krakowskiego w latach 1460–1463 Długosz wraz z innymi kanonikami popierającymi Jakuba z Sienna został wygnany z Krakowa. Wspomina w „Rocznikach”, że starosta Mikołaj Pieniążek „wyciągnął ich w komżach z kościoła, z procesji. Następnie wyprowadzono ich poza bramy miasta, zakazując powrotu”. Dom kanonika Długosza został potem obrabowany.
Król cenił jednak wszechstronną wiedzę i umiejętności kanonika, gdyż po przywróceniu go do łask, w 1467 r., uczynił go wychowawcą swoich synów, zaś niedługo przed śmiercią Długosza wysunął go jako kandydata na arcybiskupstwo lwowskie. Zatwierdzenia tej kandydatury nasz bohater jednak nie doczekał. Na domu znajduje się również prawdopodobnie najstarszy zachowany wizerunek Długosza. Wmurowano tu bowiem w XIX w. tablicę erekcyjną z 1480 r., pochodzącą ze zburzonego na Wawelu Domu Psałterzystów. Widać na niej postać klęczącego przed Matką Bożą fundatora trzymającego tarczę z herbem Wieniawa.
Puste miejsce w archiwum
Wieloletnim miejscem pracy Długosza było wznoszące się nad jego domem wzgórze wawelskie. W znajdującym się obok katedry Archiwum Kapitulnym do dziś zachowały się w oryginałach lub odpisach rozmaite rękopisy jego dzieł. Jest m.in. prawie kompletny, kilkutomowy oryginał „Księgi uposażeń diecezji krakowskiej”. – Był do początku XIX w. wykorzystywany w praktyce, teraz zaś jest znakomitym źródłem wiedzy o terenie dawnej diecezji krakowskiej. W czasach Długosza obejmowała ona ogromny obszar 54 tys. km kw. – przypomina ks. prof. Jacek Urban, dyrektor archiwum.
Na Wawelu były niegdyś również XV-wieczne oryginały „Żywotu bł. Kingi” i dzieła „Banderia Prutenorum”, opisującego 56 chorągwi krzyżackich zdobytych pod Grunwaldem, ilustrowanego przez Stanisława Durinka. „Żywot” został wypożyczony w 1791 r. Tadeuszowi Czackiemu, który – mimo wielokrotnych monitów – nie zwrócił go. Wraz z jego zbiorami z Porycka znalazł się w zbiorach Czartoryskich i jest dzisiaj przechowywany w Bibliotece Czartoryskich.
– Najwięcej smutku przyczynia nam brak oryginału dzieła „Banderia Prutenorum”. Długosz zapisał je bibliotece Uniwersytetu Krakowskiego. Spory o losy jego spuścizny spowodowały jednak, że już w 1505 r. rękopis pozostał przy katedrze. W 1940 r. został zabrany przez Niemców na wystawę do Malborka i już do nas nie wrócił. Po wojnie został wprawdzie odnaleziony w Londynie i wykupiony przez władze PRL, nie ujawniono jednak tego faktu. W 1963 r., z okazji zbliżającej się 600. rocznicy uniwersytetu, przekazano go do zbiorów Biblioteki Jagiellońskiej. Wszystkie nasze dotychczasowe próby, by uregulować prawo własności rękopisu, spełzły na niczym. Skłaniamy się do takiego rozwiązania, by uniwersytet formalnie uznał nasze prawa własności tego rękopisu, my zaś deklarujemy, że najbezpieczniejszym miejscem jego przechowywania jest to, w którym znajduje się obecnie, czyli Biblioteka Jagiellońska. Symbolicznym zaznaczeniem naszych praw jest ciągłe pozostawienie na półce w archiwum pustego miejsca na pozycję nr 206, które zajmował niegdyś rękopis „Banderia Prutenorum” – mówi ks. prof. Urban.
Zamknięcie Roku Jana Długosza odbędzie się pod koniec listopada w Krakowie. Zorganizowane zostaną dwie konferencje naukowe oraz uroczystość na Skałce przy grobie wielkiego dziejopisa.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...