Drzwi do świątyni poruszają się tak jakby ktoś nimi potrząsał. Z każdą chwilą coraz bardziej skłaniam się ku temu, by przerwać mszę świętą, szczególnie gdy ponad kaplicą słyszę złowrogi, przeciągły świst. "Czy to jest ostatnia msza w tej kaplicy? Czy w ogóle ostatnia w moim życiu?".
Publikujemy fragment "Dziennika ks. Franza Pawlara":
Wtorek, 23 stycznia 1945 r.: Ze względów bezpieczeństwa tego ranka postanawiam nie odprawiać mszy świętej. Mimo to, jak wczoraj, bardzo wiele osób przyszło na nabożeństwo. Tłum oczekiwał na mnie w lodowato zimnym krużganku prowadzącym do pałacowej kaplicy.
Spojrzałem na dwóch ministrantów, którzy mieli zanieść zarządcy oba listy pisane nocą. W tym momencie podszedł do mnie kancelista Hoffmann i przekazując pozdrowienia od zarządcy i pana Poosta poinformował mnie, że chwilę wcześniej wyprowadzili stado bydła z wioski.
Łoskot i huk wystrzałów staje się nie do opisania. Potężne okno kaplicy drży i niemal faluje tam i z powrotem. Drzwi do świątyni poruszają się tak jakby ktoś nimi potrząsał. Z każdą chwilą coraz bardziej skłaniam się ku temu, by przerwać mszę świętą, szczególnie gdy ponad kaplicą słyszę złowrogi, przeciągły świst. Pośród łkań i szlochów zgromadzonych, postanawiam skrócić mszę świętą. "Czy to jest ostatnia msza w tej kaplicy? Czy w ogóle ostatnia w moim życiu?"
Autostradą nadciągają rosyjskie czołgi
Opuszczam kaplicę i robię mały rekonesans. Idę nieco dalej. Między pałacem, a stawem trafiam na swojej drodze na niewybuch, który utknął na skraju zbiornika wodnego. To on właśnie był sprawcą owego świstu podczas mszy świętej. Wspólnie z panem Kinne zabieramy nasz skromny dobytek do tobołków i z tymi niezbędnymi rzeczami – jak nam się wydaje – około 8.30 przenosimy się do domu sióstr zakonnych.
Gdy przechodzimy przez drogę, od strony Domu Kawalerów, podbiegają do nas dwie dziewczyny. Jedną z nich jest jąkająca się służąca pana Poosta (Anna Nowak).
- Co się stało – pytam ją.
- Ż… ż… ż… - próbuje coś powiedzieć, ale przez dłuższą chwilę nic z tego nie wychodzi.
Uzbrajam się w cierpliwość, ale miast słów rozlega się łkanie i wtedy druga z dziewcząt duka:
- Żo-łnie-rze po-wie-dzie-li nam, że autostradą nadciągają ro-syj-skie czołgi
Po dotarciu do domu sióstr, rzucamy w kąt nasze tobołki. Zarządzam zejście sióstr do piwnicy. Te, niestety nie traktują sytuacji tak poważnie, jak powinny i z nietypową dla takiej chwili celebrą, przygotowują... śniadanie. Energicznie zabieram więc talerz siostry Beriny z przygotowanymi kromkami chleba, biorę ze stołu dzbanek z kawą i sprowadzam ją kręconymi schodami do piwnicy.
Wnioskując z hałasu powodowanego przez przybierający na sile odgłos broni maszynowej i przybliżających się odgłosów wybuchów, rozumiem że walki rozpoczęły się już w samej wiosce lub w jej najbliższym sąsiedztwie.
Po raz pierwszy staję się grubiański
Podczas gdy Pan Kinne i ja w pośpiechu dławiąc się, połykamy pajdy chleba, siostry próbują powrócić na górę po ich kufer z rzeczami. Widząc to, po raz pierwszy staję się naprawdę grubiański. Sytuacja jest co najmniej bardzo poważna. Przez piwniczne okno obserwujemy jak niemieccy żołnierze w niepewnie się poruszając, schyleni, skradają się wzdłuż parkowego ogrodzenia, po czym wycofują się, a potem ponownie nacierają. Nagle łoskoczą pociski karabinu maszynowego gdzieś sprzed naszego okna, a po chwili z dala. Zamknięte drzwi do piwnicy łomocząc, poruszają się tam i z powrotem. „Ktoś próbuje się do nas dostać - przebiega mi przez głowę - czy to tylko podmuchy powietrza?”. Odmawiamy wspólnie różaniec. Walka trwa ponad godzinę. Znienacka zapada kompletna, grobowa cisza…
W momencie, gdy dosłownie na chwilę spuściłem z oczu siostrę Ritę, ta śmignęła na górę. Gdy powróciła, poinformowała nas że w pobliżu domu inspektora pojawił się ogień. Z kuchni zobaczyła też drugi w pobliżu budynku gminy.
Ogień błyskawicznie trawił dom rodziny Opitz. Pożar powstał od eksplozji pocisku odpalonego z rosyjskiego czołgu, w momencie gdy z domu ostrzeliwali się niemieccy żołnierze. Pierwszy pożar, , unicestwił stodołę znajdującą się na zapleczu domu inspektora. Jak się potem dowiedziałem od pewnego szeregowca, który dotarł do domu sióstr, to on właśnie był pośrednim sprawcą pożaru. Po nieudanym odpaleniu pancerfausta w stronę nadjeżdżającego rosyjskiego czołgu, ten odpowiedział wystrzałem i wzniecił pożar budynku. Z relacji tego człowieka, wiedeńczyka zresztą, poznałem kulisy całego zdarzenia.
Żołnierz pochodził ze specjalnego oddziału saperskiego liczącego 12 osób. Grupa ta przyjechała autostradą z Gleiwitz samochodem ciężarowym z zadaniem wysadzenia w powietrze mostu rozpiętego nad kanałem . Wiedeńczyk pojawił się w naszym domu, bezskutecznie poszukując swoich towarzyszy broni.
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...