Nagrodzone na tegorocznym festiwalu filmowym w Berlinie „Zjednoczone stany miłości” Tomasza Wasilewskiego pokazują nam prawdę bardzo ważną, w kontekście wszelkich aktualnych konfliktów - głównie politycznych – że są sprawy od nich ważniejsze.
Czas politycznego przełomu lat 90. Szkole, w podniosłej atmosferze, nadawane jest imię Solidarności. W mediach echa „zimnej wojny” - dyskusja o sytuacji międzynarodowej, możliwym konflikcie Rosji ze Stanami Zjednoczonymi. Ale „wielkiej historii” nie ma w tym filmie. Jesteśmy konfrontowani z innymi sytuacjami. Ludzkimi.
Bohaterowie spotykają się przy stole, ktoś ma urodziny. Dyskutują o pracy, zdobywaniu dobrych ubrań, pieniądzach. Rozpadowi świata odpowiada rozczłonkowana na kilka, przecinających się, historii narracja. Obserwujemy rodziny, głównie kobiety (mężczyźni są nieobecni, nieosiągalni, chętni do ucieczki, lub wykorzystania naiwności i niedyspozycji kobiet). Ich zmagania z trudną rzeczywistością. Największymi nie są jednak problemy gospodarcze. Gorsza jest mieszanina uczuć.
Kolejne postaci poddane zostają próbom niemożliwej miłości i zaniku uczuć w małżeństwie (dwadzieścia pięć lat temu rozwód nie był praktyką tak powszechną jak dziś), własnego homoseksualizmu (również mniej wtedy akceptowanego), rozstania i lęku przed samotnością (maskowanego przypadkowymi zbliżeniami), niepewności co do wierności męża pracującego w Niemczech, szansy na realizację, niespełnionych dotąd, ambicji (nawet jeśli płytkich, to przecież każdy z nas miewa również takie). Pytania o pewność, co do właściwości podejmowanych w życiu decyzji, czy o bycie szczęśliwym, stają się najważniejsze, a jednocześnie są najłatwiej zbywane (jak krótkie kłamstwo dyrektorki szkoły pytanej właśnie o prywatne szczęście przez siostrę).
To sytuacje i stany, które zna każdy. Są aktualne zawsze i wszędzie. Nie unieważnia ich historia, bo to one tworzą człowieka. Niezwykła, mocna, scena finałowa, jest ukazaniem prawdy o ludzkiej egzystencji w kontekście tych wewnętrznych konfliktów, trudności, niepowodzeń.
To zaskakujące, że film o tamtych latach jest dziś tak aktualny. Żyjemy jednak znowu w czasie, w którym aktualny polityczny spór ma pozór wielkiej batalii historycznej (zarówno w kontekście lokalnym, jak i powszechnym). Wielu wydaje się bardzo ważny, może najważniejszy. Jednak człowiek i to co dla niego najważniejsze są gdzie indziej, poza wszelkimi „wielkimi sprawami”. Wszelkie teoretyczne, oderwane od rzeczywistości, z punktu widzenia „szarej codzienności”, spory o abstrakcyjne sprawy są człowiekowi dalekie.
Film Tomasza Wasilewskiego jest więc uniwersalny. Przeszłość to tylko kostium. To co najważniejsze – pozostaje niezmienne.
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.