– Osobowość o. Maksymiliana była niezwykle silnie osadzona w jego duchowości, był skupiony ‘do wewnątrz’, choć, zarazem, paradoksalnie, szalenie ekspansywny – mówi Kazimierz Braun, jeden z najwybitniejszych polskich reżyserów teatralnych i historyków teatru.
Wykładowca uniwersytetu w Buffalo, jeden z najwybitniejszych polskich reżyserów teatralnych i historyków teatru, napisał sztukę o św. Maksymilianie Kolbem. Obok dużego dramatu „Maximilianus”, przeznaczonego na widowisko teatralne, powstała też „mała” wersja pt. „Cela ojca Maksymiliana”
– Panie Profesorze, czy postać świętego Maksymiliana jest dobrym materiałem na utwór dramatyczny?
Kazimierz Braun: To materiał znakomity, a zarazem bardzo trudny do ujęcia w dramacie. Jest to materiał znakomity, bo był to człowiek wybitny, o głębokim życiu wewnętrznym; człowiek, który dokonał niezwykłych dzieł, podjął bardzo ciężkie prace, mierzył się z ogromnymi trudnościami, a zarazem całe życie był bardzo słabego zdrowia, stykał się z wieloma, bardzo różnymi ludźmi, różnych ras, kultur. Opatrzność wiodła go przez bardzo różne miejsca. Jego życie było, po prostu, szalenie ciekawe, a osobowość bardzo bogata. Jest to zarazem materiał trudny, bowiem zasadniczym wymiarem życia świętego Maksymiliana było życie duchowe, modlitwa, medytacja, a więc życie ukryte, wewnętrzne.
Jak powstawał dramat „Maximilianus”?
– Z postacią świętego Maksymiliana Kolbego zetknąłem się po raz pierwszy bliżej w Japonii w listopadzie 1981 r. Byłem tam już uprzednio, z teatrem, dwa lata wcześniej. W czasie długiego tourneé odwiedziłem wtedy Tokio oraz środkową i północną część archipelagu. Tym razem, korzystając ze stypendium rządu japońskiego, które pozwoliło mi ułożyć samemu program pobytu, postanowiłem zapoznać się z południową częścią Japonii. Podróż rozpocząłem w Tokio, a potem na trasie znalazły się Nagoya, Kioto, Osaka, Kobe, Hiroszima i Nagasaki, gdzie chciałem się znaleźć właśnie ze względu na ojca Maksymiliana. Poznałem tam brata Sergiusza, jednego z jego uczniów i współpracowników, który hojnie obdarzył mnie swym czasem i opowiadaniami. Zacząłem pisać o św. Maksymilianie – były to eseje i rozdział w książce „Nadmiar teatru” (Czytelnik, Warszawa 1984). Pojechałem do Niepokalanowa. Myślałem o napisaniu o sztuki o o. Maksymilianie. Nie potrafiłem. Pewnie za mało o nim jeszcze wiedziałem i jakoś mi było do niego wciąż daleko. Sprawa została odłożona, potem zapomniana. Właściwie nieco przypadkowa wymiana listów z ojcem doktorem Piotrem Cuberem OFMConv na temat św. Maksymiliana naprowadziła mnie znowu na drogę ku niemu. Dzięki zaproszeniu Krakowskiej Prowincji Franciszkanów Konwentualnych, znalazłem się w klasztorze w Harmężach pod Oświęcimiem. Mogłem odbyć wiele ciekawych, inspirujących rozmów. To wszystko pozwoliło mi podjąć ponownie próbę stworzenia dramatu o św. Maksymilianie.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...