„Z rzeczy świata tego zostaną tylko dwie, Dwie tylko: poezja i dobroć… i więcej nic...” C. K. Norwid
Przełom roku to czas szczególnej nostalgii. Niby szampan, niby konfetti we włosach, wielu w tańcu, w ramionach ukochanych osób, ale w tle myśli o przemijaniu, wyjątkowo w te dni silne… Nawet jeśli modlitwa przenika noc sylwestrową, nawet jeśli jest ona gorliwa i ufna, to jednak towarzyszy jej jakiś rodzaj drżenia pod wspólnym tytułem: „Wszystko mija ”. Taki też tytuł nosi wiersz:
„Wszystko mija” – ta myśl goryczą towarzyszy każdej stracie
„Wszystko mija” – to także obietnica pocieszenia.
Smutek i nadziejadwa końce skakanki,córki-bliźniaczki niecierpliwości.
Jedna w wełnianej sukience, druga – w bawełnianej.
Jego autorką jest Jane Hirshfield, duchowa siostra Koheleta (w Księdze Eklezjastesa powyższy wiersz nikogo zapewne by nie zdziwił), amerykańska buddystka (kilka lat spędziła w klasztorze Zen w Kalifornii, gdzie została „wyświęcona” na ucznia w tradycji Soto), a zarazem profesor poetyki na wielu uczelniach w USA. Znakiem rozpoznawczym jej wierszy są czułość, ogromne współczucie, uważność na szczegół, przenikliwe obserwacje codzienności.
Nie sądzę, żeby te cechy – jak twierdzą niektórzy interpretatorzy jej pism – były cnotami wyraźnie buddyjskimi. Myślę, że chrześcijaństwo wyposaża inspirowaną przez nie kulturę w wyjątkową dawkę współczucia i przenikliwości. I nie piszę tego przeciwko buddyzmowi, ale ku spotkaniu i rozmowie wielkich religii…
A wiersze Hirshfield godne najwyższej uwagi. Jest coś znacznie głębszego niż zwykły lament nad przemijaniem, coś wnikliwie odkrywczego, przejmującego w takim na przykład zimowym, noworocznym wierszu:
Gdy w pewien sposób ruszę ręką –
Powracają.
Albo gdy światło załamuje się w drzewach
o tej porze roku,
tak, że skrawek smutku, jak ptak, rozbłyska w sercu.
Noszę je w ciele, ziarna
nie wymiecione z kąta, osłonięte łupiną, pozornie bezpieczne.
Ale to one mnie strzegą, te moje drobne bóle,
żebym się nie stała zbyt pewna
siebie i przypadkiem nie zapomniała.
„Słyszeć spadający świat”
Przed czym to strzegą człowieka drobne – reumatyczne prawdopodobnie – bóle ręki? Jakiż to rodzaj pewności siebie powoduje, że człowiek o czymś (o czym?) „przypadkiem” zapomina? Skrawek smutku i drobny ból są po to, by nie zapomnieć o śmierci, by nie dać się uwieść iluzji, że jesteśmy tu na dłużej. Memento mori – mówi ból stawów, mądre wiersze, zmiana kalendarzy.
Ale owa twarda, trzeźwiąca prawda o nieuchronności zbliżania się ku śmierci nie może człowieka pozbawić pokoju serca, zdolności do dobra i zachwytu. To, że mamy niewiele czasu, nie znaczy, że zamiast żyć, trzeba życia użyć. Ponieważ życie jest krótkie, trzeba je koniecznie wykorzystać dla dobra i miłości, nie bojąc się ani życia, ani śmierci; na nic innego nie warto trwonić życia. Wszystko mija i śmierci możemy być bardziej pewni niż siebie, ale nie warto za cenę nieczułości unikać bólu i przedłużyć o parę chwil pseudożycie bez serca. Tego zdaje się dotyczyć przenikliwa ironia ostatniego z noworocznych wierszy:
Musisz spróbować,
powiedział głos, stać się chłodniejsza.
Od razu zrozumiałam.
Tak jak ciała bogów: odlane
w brązie,
ujęte w kamień. Tylko to, co bez serca,
jest w stanie utrzymać cały ciężar.
„Świat kochany przez blask księżyca”
Ale nie warto przemijać bez serca. Może chłodniejszych mniej boli. Może „życie z sercem” nie utrzyma całego ciężaru. Jednak będzie ono życiem, nie wegetacją. I jest Księga, której w kwestiach sercowych warto zaufać, a w której obiecuje Bóg: „Z ciała ich usunę serce kamienne, a dam im serce cielesne” (Ez 11,19b). Światło na nowy rok, wskazówka na drogę przez mrok przemijania... *** Wszystkie przekłady Magda Heydel.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.