„Zaginiony ląd” to jedna z najbardziej kuriozalnych i nieudanych hollywoodzkich produkcji ostatnich lat. Ile Złotych Malin zgarnie?
W naszych wypożyczalniach pojawił się właśnie jeden z najgorszych i najmniej udanych amerykańskich filmów ubiegłego roku.
Naszpikować familijne kino przygodowe koszarowym humorem najgorszego sortu, to nie najlepszy chyba pomysł na przyciągnięcie widzów do kinowych sal i przed ekrany telewizorów. Co gorsza, także efekty specjalne i dekoracje pozostawiają tu wiele do życzenia, a przecież to superprodukcja za 100 milionów dolarów!
Scenarzyści „Zaginionego lądu” starali się bardzo. Co prawda nominowano ich do Złotej Maliny – podobnie zresztą, jak cały film, czy odtwórców dwóch najważniejszych męskich ról – ale to właśnie scenariusza tej historii byłbym w stanie jeszcze bronić. Jest to bowiem mieszanka motywów i postaci, które kojarzą nam się z innymi filmami, a wyłapywanie ekranowych cytatów i nawiązań to zawsze dla widzów niezła zabawa.
Mamy tu więc m. in. naukowca, przypominającego szurniętego Indianę Jonesa i jego towarzyszkę, upozowaną na Larę Croft, którzy trafiają do innego wymiaru, będącego skrzyżowaniem „Planety małp” i wyspy z „Parku jurajskiego”. Poza małpami i dinozaurami żyją tam jednak także kosmici. Wszyscy oczywiście w dżungli pełnej świątyń przywodzących na myśl sakralne budowle Inków i Majów, z których można dostać się do kosmicznych komnat podobnych do tych, jakie zobaczyć można było w serii komiksów o Thorgalu...
Czy twórcy przypadkiem nie przedobrzyli z wszystkimi tymi elementami? Jeśli padło już tu słowo „komiks”, to podobne fabuły pojawiały się w rozmaitych obrazkowych historiach w latach ’30 ubiegłego wieku, więc taki zarzut wydaje mi się nietrafiony. Tego typu zaskoczenia i zwroty akcji jestem jeszcze w stanie przełknąć. Gorzej z wizualną fuszerką, której dopuścił się reżyser Brad Sirlberling i jego ekipa…
Jaskinie, w których przyszło się ukrywać naszym bohaterom wyglądają, jakby zrobione były ze styropianu. Stroje, które noszą na sobie aktorzy odgrywający kosmitów przypominają marne halloweenowe kostiumy, zaś komputerowe efekty specjalne rażą sztucznością. Problemem jest także, wspomniane już, żenujące poczucie humoru.
Will Ferrell nigdy nie należał do najsubtelniejszych komików, choć w wielu filmach jego specyficzna arogancja i przesadna pewność siebie jednak świetnie się sprawdzają. W „Zaginionym lądzie” niestety szarżuje bez pomysłu, zaś dowcipy o wydalaniu, głupich Polakach i religii, dopełniają obrazu klęski. Zdecydowanie więc odradzam ten hollywoodzki półprodukt, który wraz z drugą częścią „Transformersów” rywalizuje o miano najgorszego filmu 2009 roku. Jak najbardziej zasłużenie.
Zaginiony ląd - reż. Brad Silberling; wyst. Will Ferrell, Danny McBride, Anna Friel; USA 2009 r.
Artykuły z poszczególnych działów serwisu KULTURA:
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli powrót do krainy dzieciństwa. Pytanie tylko, czy udany. I w ogóle możliwy…
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.