Faktem jest, że w ostatnich latach zrobiono wiele, jeśli chodzi o estetykę naszych świątyń. Ale raz po raz trzeba toczyć boje z kolejnymi, wciskającymi się przez drzwi kościołów modami.
Jeżeli ktoś uważa, że czas tandety w naszych świątyniach zapoczątkował styropian i sztuczne kwiaty, jest w błędzie. Według mojego rozeznania erę brzydoty zapoczątkowała w drugiej połowie XIX wieku moda na tak zwaną regotyzację. Komputer buntuje się na to słowo, ale oznacza ono próby powrotu do wzorców gotyckich. Zupełnie zresztą nie udane, przynajmniej w kilku znanych mi przypadkach. Dzięki tym artystycznym wysiłkom moja parafia chlubi się posiadaniem w nastawie ołtarzowej dwóch barokowych figur, wyrzuconych z włocławskiej katedry. Podobny los spotkał wiele innych ołtarzy. A sama katedra?
Ściany pokryte polichromią (właściwie szablonowym powtórzeniem mitry i krzyża) być może biskupom dawały większe poczucie bycia u siebie, nie miały jednak nic wspólnego z duchem gotyku. Barokowe perełki zastąpiono kiepskiej jakości ceramicznymi figurami, a na renesansowych pozostałościach niebawem pojawił się kolejny wykwit mody, czyli farba olejna. Jeszcze w liceum miałem okazję pracować z konserwatorami zabytków przy jednym z zabytkowych portali, ucząc się trudnej sztuki usuwania tej ozdoby. O wiele trudniej było zmyć ją z zabytkowych stalli. Proces przywracania dawnej ich świetności zajął kilkanaście lat. W tym królestwie olejnej farby nikogo już potem nie dziwił ani styropian, ani sztuczne kwiaty. Nie raziły bistory i pseudo złoto ornatów, w jakie zaczęli przyodziewać się celebransi. A plastikowe świece (nawet paschały, w całym asortymencie dostępne nie tylko w internetowych sklepach) przyjęte zostały jako coś normalnego.
Faktem jest, że w ostatnich latach zrobiono wiele, jeśli chodzi o estetykę naszych świątyń. Ale raz po raz trzeba toczyć boje z kolejnymi, wciskającymi się przez drzwi kościołów modami. Ostatnio panoszy się tak zwana moda ślubna. Wynajęte firmy (najczęściej za spore pieniądze) wypożyczają na czas ceremonii kwietne dekoracje wielokrotnego użytku. Budują gdzieś pod chórem bramę, a z foteli, na których zasiadają państwo młodzi, czynią prawdziwe centrum kościoła. Pomijając samą estetykę zmienia się radykalnie to, co nazywamy mową przestrzeni sakralnej. Przede wszystkim tracą głos dwa miejsca: drzwi kościoła i ołtarz. Jeśli tę modę połączymy z panicznym lękiem przed zawieraniem małżeństw w takich miesiącach jak styczeń, luty, kwiecień, maj, lipiec i listopad (brak „er” w nazwie miesiąca), to może się okazać, że bardziej aniżeli z sakramentem mamy do czynienia z jakimś pogańskim rytem, tyle że z katolickim księdzem w jednej z ról.
Dlatego ucieszyła mnie katecheza Benedykta XVI podczas audiencji generalnej 18 listopada. „Skoro należało wzbudzić w duszach silne wzruszenia, uczucia, które pomogłyby odejść od nałogu i zła i przejść do praktykowania cnót i dobra, powtarzającym się tematem było przedstawienie Jezusa jako najwyższego sędziego w otoczeniu postaci z Apokalipsy. Na ogół w portalach kościołów romańskich występowało to wyobrażenie dla podkreślenia, że Chrystus jest Bramą, prowadzącą do Nieba. Przekraczając próg świętego budynku wierni wchodzą w czas i przestrzeń odmienne od codziennego życia. Za portalem kościoła wierzący w Chrystusa, władcę sprawiedliwego i miłosiernego, w intencji artystów mogli zakosztować zadatku wiecznego błogosławieństwa w sprawowaniu liturgii oraz w uczynkach pobożności wewnątrz świętego budynku.” Jeśli do katechezy papieskiej dodać mający kilkusetletnią tradycję zwyczaj odprawiania w przedsionku świątyni pokut i obrzęd otwierania świętych drzwi w latach jubileuszowych, walka proboszczów z owymi ślubnymi cudami staje się bardziej zrozumiała. Bo to nie tylko opór przed tandetą, ale też obrona przestrzeni sakralnej przed wypaczeniem jej sensu i wymowy.
Mam pełną świadomość, że jeden komentarz nie wyznaczy nowych trendów w kościelnej modzie. Tym bardziej, że Wiara.pl ciągle jeszcze przegrywa z telewizyjnymi serialami, w dużym stopniu tę modę kreującymi. Może jednak sprowokuje czytelników do uważniejszego przyjrzenia się przestrzeni sakralnej i postawienia sobie pytań o sens takiego, a nie innego jej urządzenia. Niektórzy z tej racji zatrzymają się przy jakimś detalu drzwi swojego parafialnego kościoła, a inni pod otwierającym prezbiterium łukiem, zwanym tęczą, próbując odczytać symbolikę umieszczonych w nim postaci. Kto wie, może najbardziej wytrwali stoczą intelektualną walkę z atrybutami świętych i przyglądając się brodatemu starcowi ze złamanym jarzmem w ręku sięgną przy okazji do lektury proroka Jeremiasza.
Artykuły z poszczególnych działów serwisu KULTURA:
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Jednak tylko co piąta osoba uznaje zastępowanie człowieka sztuczną inteligencją za etyczne.
Świąteczne komedie rządzą się swoimi prawami. I towarzyszą nam już przez cały grudzień.
Trend ten rozpoczął się po agresji Kremla na Ukrainę. A w USA...