O przeżywaniu żałoby z Łucją Bartoszewską, psychologiem, prezesem zabrzańskiego Stowarzyszenia Przyjaciół Chorych „Hospicjum”, rozmawia Klaudia Cwołek.
Klaudia Cwołek: - Jak przeżywamy żałobę?
Łucja Bartoszewska: – Ludzie przeżywający żałobę bardzo często mówią, że muszą żyć dalej, i tak jest – wykonują codzienne czynności, chodzą do pracy, sprzątają. Ale są też takie sytuacje, że człowiek nie potrafi zrobić najprostszych rzeczy. To jest zewnętrzny przejaw przeżyć w żałobie. Jest jeszcze druga warstwa tej rzeczywistości, bardziej wewnętrzna, rozgrywająca się na płaszczyźnie naszego kontaktu ze zmarłą osobą, tęsknotą za nią. Przeżywamy wtedy całe mnóstwo, często sprzecznych ze sobą uczuć.
Jak długo trwa ten okres?
– Żałoba to jest pewien proces. Ma on swoje etapy i zadania, które człowiek musi podjąć, żeby wyjść z tego stanu. Pierwszym krokiem jest akceptacja śmierci, później doświadczenie bólu i wszystkich pojawiających się w związku z tym uczuć. Trzecim zadaniem – etapem w żałobie jest pozwolenie na odejście osobie zmarłej. Ostatnim – przygotowanie do życia bez tej zmarłej osoby. Na pierwszych zajęciach warsztatów, które prowadzę, ktoś powiedział mi ostatnio, że nie ma czasu tak przeżywać straty, bo ma swoje obowiązki, musi zająć się dziećmi. Gdy się jednak tych etapów nie przejdzie, to doświadczenie bólu objawi się prawdopodobnie w przyszłości, np. w postaci schorzeń psychosomatycznych, koszmarów czy podwójnie przeżywanego bólu przy stracie kolejnej osoby. Za postawą odrzucenia żałoby może też stać lęk przed przeżywaniem uczuć związanych ze śmiercią. To jest zrozumiałe, bo one nie są łatwe. Mogą to być napady smutku albo złości, niezgody i gniewu na Pana Boga czy los. Żałoba to jest czas wzmożonej wrażliwości na wszystko, nieraz poczucia krzywdy, gdy pytamy, dlaczego mnie się coś takiego przytrafiło. Niektórzy wtedy zrywają kontakty, bo przeżywają duże napięcie, czasem poczucie winy.
Zwykle to poczucie winy jest irracjonalne.
– W żałobie może nam się wszystko przypomnieć, zwykle to, czego nie zrobiliśmy. A w każdej relacji takie rzeczy oczywiście są. Nie mówiąc już o klasycznych sytuacjach konfliktowych, które w rodzinach często się zdarzają. Ktoś może mieć wyrzuty, że ze zmarłym szczerze nie porozmawiał, nie pożegnał się, nie pojednał. Wtedy tłumaczę, że każdy robi w danym momencie to, co potrafi. Być może z niektórych trudnych sytuacji wyciągniemy wnioski na przyszłość. Przebaczenie zmarłemu, ale i sobie, to też jest wielkie zadanie żałoby.
Czy żałobę przeżywa się różnie w zależności od tego, kto umarł i w jakich okolicznościach?
– Najtrudniej przeżywa się nagłą i niespodziewaną śmierć, gdy nie ma wcześniej żadnych symptomów nieszczęścia. Na przykład młody człowiek wyjeżdża na wakacje i już nie wraca. Również żałoba po śmierci dziecka jest szczególnie trudna.
Mówi się nawet, że ma nic gorszego dla matki niż śmierć dziecka.
– Po takiej śmierci żałoba trwa nawet kilka, czasem kilkanaście lat. Bywa też, że nigdy się nie kończy. Podobno w żadnym języku nie ma słowa, które nazywałoby stan rodziców po śmierci dziecka. Gdy umierają rodzice, zostają sieroty, po śmierci współmałżonka – wdowy i wdowcy, a w przypadku śmierci dziecka brakuje określenia, bo to jest stan przeciwny naturze, taka rzecz nie powinna się wydarzyć. Śmierć dziecka to jest zablokowanie przyszłości. Ze śmiercią rodziców odchodzi część przeszłości, ze śmiercią współmałżonka jakby zmienia się nasza teraźniejszość. A przy śmierci dziecka nie wiemy, czego oczekiwać.