Skąd zło na świecie i mrok w człowieku? Nad tym pytaniem, przez wieki, głowili się najwięksi myśliciele, artyści i filozofowie. Nie obce było ono także twórcom niemieckiego, filmowego ekspresjonizmu, w tym gigantowi tego kierunku, Fritzowi Langowi, który przeszedł do historii kinematografii, jako twórca filmowych arcydzieł: zarówno niemych, jak i dźwiękowych.
W kinie niemym zasłynął m.in. futurystycznym „Metropolis”, które do dziś stanowi inspirację dla filmowców parających się gatunkiem science-fiction. W kinie dźwiękowym zachwycił natomiast już swoim debiutem, czyli filmem „M – Morderca” z 1931 roku.
Tytułowym bohaterem (a raczej antybohaterem) jest tu Hans Beckert, grany przez Petera Lorre. To porywacz i morderca dzieci, którego od miesięcy nie potrafi schwytać policja. W mieście narasta więc psychoza, zaś mieszkańcy są coraz bardziej podejrzliwi i gotowi zlinczować każdego obcego, który tylko pojawia się w pobliżu szkoły, placu zabaw, czy cukierni, do której lubią zaglądać dzieci.
Kryminał? Poniekąd tak. Wszak niemal przez cały seans jesteśmy świadkami kolejnych śledztw, prowadzonych przez rodziców, policjantów, a nawet przestępców, którzy, co prawda, z prawem są na bakier, ale przecież swój złodziejski honor i kodeks mają, i nie w smak im, że ktoś psuje im… opinię.
Ale „M – Morderca” to dzieło, które zdecydowanie wykracza poza gatunkowe ramy tradycyjnego filmu sensacyjnego. Uświadamia nam to już chociażby pierwsza jego scena, kiedy to jesteśmy świadkami dziecięcej zabawy-wyliczanki i słyszymy o czarnym ludzie, który za chwileczkę „znów zjawi się. Wymachuje toporeczkiem, na kawałki potnie cię”. Absurdalny, „czarny humor” najmłodszych? A może zapowiedź wojny? Nazizmu? Zła czającego się w ludzkiej naturze?
„Tajemnica nieprawości” – ten film w dużej mierze jest właśnie o tym. Lang pochyla się nad tym zagadnieniem, pokazując, z jednej strony syty, cywilizowany, kulturalny, XX-wieczny mieszczański świat, a z drugiej: sterty broni, skradziona biżuteria, portfele, znalezione w czasie policyjnych zatrzymań... Czy dziś byłoby inaczej?
Na koniec warto wspomnieć również o rozmaitych langowskich chwytach (charakterystycznych scenach, ujęciach, migawkach), które wywodzą się jeszcze z kina niemego, a mimo to świetnie sprawdzają się w kinie dźwiękowym. Przykładowo: ulatujący do nieba balonik. Beckert kupił go nieświadomej niczego dziewczynce, którą później zamordował. Balonik w prosty sposób symbolizuje więc uchodzące z niej życie, ulatującą do nieba duszę.
Co ciekawe, mężczyzna kupił go od niewidomego sprzedawcy-żebraka. Czyżby i ten fakt miał znaczenie? Bardzo możliwe. Bo może ów żebrak to symbol ślepego, wolącego nie widzieć/nie wiedzieć społeczeństwa. Jego znieczulicy. Obojętności.
Takich prostych, acz niezwykle znaczących (wieloznacznych) scen, jest w tym filmie mnóstwo. I każda z nich potrafi nieźle dać do myślenia.
*
Tekst z cyklu Filmy wszech czasów