O wchodzącym dziś na ekrany filmie „Czarny czwartek” i wydarzeniach, o których opowiada, z reżyserem Antonim Krauze, rozmawia Petar Petrović.
Petar Petrović: Czy potrzebujemy filmów historycznych, w szczególności tych dotyczących PRL-u?
Antoni Krauze: – Jeżeli chcemy być wolni, to musimy pamiętać o tym, jak tę wolność osiągnęliśmy. Bez takiej zbiorowej świadomości wszystkie deklaracje podkreślające, że jesteśmy wolni, gdyż mamy wszelkie swobody, są rodzajem samookłamywania się. Okazuje się, że polska młodzież wie mniej o niedawnej historii, niż o poprzednich wiekach, bo o tym jeszcze trochę przeczyta w podręcznikach. Dlatego serdecznie zapraszam ją na mój film, zobaczcie ,w jakich czasach żyli wasi rodzice.
A nie obawia się Pan, że podejmując taki temat i to właściwie wyłącznie ze strony pokrzywdzonych, zostanie Pan oskarżony o tendencyjność, niezrozumienie „geopolitycznych uwarunkowań” czy wyboru „mniejszego zła”?
– „Czarny czwartek” prezentuje niezwykły epizod w naszej historii, wojnę między władzą a narodem. Nikt nie miał wątpliwości, że konflikt powstał na skutek działania partii, której wydawało się, że może zrobić wszystko z Polakami. To jest czarno-biała historia.
Wydaje się, że dziś najbardziej rozpowszechnione jest spojrzenie na lata PRL-u jako na czasy, w których dominowały odcienie szarości. Wtedy chyba ten podział był łatwiejszy: „my” i „oni”, i już? Dziś wielu się w tym wszystkim gubi.
– Ma Pan rację, dzisiaj ten podział jest o wiele trudniejszy, wszystko zostało nieprawdopodobnie zagmatwane. U zarania III RP ówczesny, nowo wybrany premier Tadeusz Mazowiecki powiedział, że należy przeszłość odkreślić grubą kreską. I stała się rzecz straszna, wyrzuciliśmy poza nawias naszego życia to, do czego doszliśmy w 1989 roku. Czy można tworzyć coś, rozwijać, jeśli nie wiemy, nie widzimy, jak do tego doszliśmy? W efekcie tworzą się różne fikcyjne podziały. Wcześniej Solidarność była sprawą wszystkich Polaków, a po ‘89 roku już można było kręcić, przeinaczać, licząc, że nikt nie będzie pamiętał, nikt nie będzie się interesował tym, jak było naprawdę. Dlatego trzeba przypomnieć najważniejsze epizody z PRL, okresu, w którym byliśmy kondominium sowieckim, państwem absolutnie zależnym. Warto przywołać te sprawy, bo są one ważne także w zrozumieniu dzisiejszych konfliktach.
Dla wielu te czasy, z dzisiejszej perspektywy patrząc, nie jawią się jako całkowicie złe. Dziś w sporach o PRL słychać głosy podkreślające plusy tego systemu i to, że była to kontynuacja polskiej państwowości.
– Warto pamiętać, czym naprawdę był ten system. Bardzo cenię Stanisława Bareję, zarówno jako człowieka, jak i jego działalność artystyczną, jednak dzisiejszy odbiór jego filmów, ograniczających się do pokazywania absurdu tamtych czasów, na dalszy plan spycha brutalną twarz Polski Ludowej. Z tego nie zdają sobie do końca sprawy młodzi ludzie, a ci, którzy pamiętają tamte czasy, wymazują to ze swojej pamięci. W moim filmie, a staraliśmy się bardzo rzetelnie zrekonstruować przedstawiane wydarzenia, bardzo dokładnie widać, na czym dokładnie polegało ówczesne sprawowanie władzy.
Zobaczymy więc, jak się wtedy tłumiło protesty?
– To nie chodzi tylko o przemoc, ale przede wszystkim o upokarzającą codzienność, skazywanie ludzi na upodlenie, na egzystencję bez możliwości godnego życia. Cały bunt w 1970 roku wziął się z tego, że narzucono Polakom bardzo wysokie podwyżki cen. Władza komunistyczna degenerowała ludzką moralność, dopuszczała np. kradzież drobnych rzeczy z miejsc pracy, w myśl powiedzenia „ołówki i pióra przynosi tatuś z biura”. Pamiętam, jak jeden z leśników opowiadał mi, że dostali tak marne pensje, że w końcu zaprotestowali i wtedy minister powiedział im, że jak im nie starcza, to mogą sobie wynieść drzewo z lasu. To było częścią „radzenia sobie”. Wywarło to straszny wpływ na mentalność Polaków.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Czyli smutne losy Flipa i Flapa. Bo już z końcówki ich kariery.
Jeden z najważniejszych filmów w historii polskiej kinematografii.